Zeszyt z dowcipami, stare i nowe, ale zawsze prawdziwe :-)




Siedzi Piękna Żydówka na ławce w parku, a w piaskownicy bawią się jej mali synkowie. Dosiada się druga pani i mówi:
- Jakie ładne dzieci, ile mają latek?
A mama na to:
- Sędzia ma trzy latka, a mecenas dwa.






 Tato, dlaczego ryby nie mówią? - pyta Jankiela jego mały synek.
- Dlaczego nie mówią, ty się pytasz? - dziwi się Jankiel. - A jak one mają mówić!? Czy one mają ręce?!



Panie Lippa! - oburza sie bankier. - Jak pan śmie oświadczać się mojej córce?! Pan nie masz ani interesu, ani pieniedzy,ani nawet posady!
- Tak... ale mam widoki...
- Co? Widoki? W takim razie panu potrzebna lornetka, a nie moja córka!



 
Mosze zaprosił na randkę swoją przyjaciółkę, Salcie. Spacerują po mieście i w pewnym momencie mijają elegancką restaurację.
- Ach, jakie smakowite zapachy... - wzdycha dziewczyna.
- Podoba ci się? - Mosiek na to. - Jeśli tak, to możemy przejść się tędy jeszcze raz.




 Rosenbaum pyta lekarza:
- Panie doktorze, co mam robić, mam problemy seksualne?
- A kiedy ostatnio miał pan stosunek?
- Nie pamiętam, muszę zapytać żonę. Czy mogę skorzystać z telefonu?
- Naturalnie.
- Halo? Sara, kiedy ostatnio kochalismy się?
Sara (po chwili przerwy):
- A kto mówi...?


 

Icek sprzedaje lody. Na wózku z lodami widnieje napis: "Żydom lodów się nie sprzedaje". Podchodzi do niego rabin i zgorszony pyta:
- Icek, co ty, antysemita jesteś?
- Rabbi, a ty próbowałeś tych lodów?




 Pewnego dnia woła :
-Chawa, Chawa, mam dla Ciebie męża!
-Jakiego męża tate, ja kocham Srula szewca!
-Chawa, nie dyskutuj z tatem, Twoim mężem będzie książę Radziwiłł, to bogaty Pan, a nie jakiś szewc!
Kłócili się tak z dwie godziny, w końcu córka z płaczem woła "Dobrze tate, niech będzie już ten Radziwiłł!"
To połowa sukcesu, cieszy się ojciec.
-Jak to połowa? Pyta się zapłakana córka.
-Teraz to ja muszę jeszcze przekonać Radziwiłła.



  Salcie i Mojsze prowadzili sklep z dewocjonaliami dla Żydów. Jednak w okolicy wszyscy wyprowadzali się i coraz mniej było Żydów klientów. W końcu Salcie rzekła:
- Mojsze, Ty musisz zmienić branża. Ty musisz sprzedawać teraz dla katolików...
Na co Mojsze się zdenerwował:
- Salcie! My jesteśmy Żydami i nie będziemy sprzedawać katolickich rzeczy...
Jednak okolica szybko zmieniła się w katolicką i w końcu duma dumą, ale Mojsze zajął się sprzedażą katolickich dewocjonaliów. Salcie bierze za słuchawkę i zamawia towar w jedynej w okolicy hurtowni z katolickimi rzeczami:
- Dzień dobry, chciałabym zamówić: 100 różańców, 50 katechizmów, 100 obrazków z Papieżem oraz 50 krzyżyków...
Na co głos w słuchawce odpowiada:
- Niech no sprawdzę: 100 różańców, 50 katechizmów, 100 obrazków z Papieżem oraz 50 krzyżyków... Aha, krzyżyki mają być z Jezusem czy bez? No i jutro nie dostarczamy, bo jest Szabas...




Do starego Srula, bankiera przychodzi syn, Moszek.
- Tate, jak to jest – ludzie dają pieniądze i wyjmują. Dostają to co włożą. A u nas i mercedes, i jacht, i willa w Milanówku?
- Dam ci przykład synu - mówi Srul. - Idź do kuchni. W lodówce, tfu, tfu... Boże przebacz, kawałek słoniny leży. Przynieś go.
Mosze poszedł i przyniósł.
- A teraz odnieś go, tfu, tfu... – mówi Srul.
Mosze odniósł i wraca:
- Odniosłem i co?
- Przyniosłeś, odniosłeś, a paluszki tłuste.


Icek wraca niezapowiedzianie wcześniej z pracy do domu, a tam żona w łóżku goła. A dlaczego ty jesteś goła ? - pyta.
- Bo jestem strasznie chora, - mówi przestraszona żona.
- Chora ? To w takim razie idź do łóżka, a ja ci zrobię mocną herbatę. Ale przed tym powieszę palto w szafie.
Żona na to: Nie, nie, broń Boże, nie otwieraj szafy!
- Dlaczego ?
- Bo tam jest duch, który straszy.
Icek już otworzył jednak szafę i widzi w niej gołego sąsiada.
- Oj, Mosze, Mosze - mówi - Jak mogłeś mi zrobić coś takiego ? Znamy się od piętnastu lat, jesteśmy przyjaciółmi, żyrujemy sobie nawzajem weksle, a teraz moja żona jest chora, to ty, zamiast podać jej herbatę, jeszcze ją straszysz?




Żyd Szmulewicz idzie do lekarza. Lekarz po badaniu kontrolnym stwierdza:
- Mam złą wiadaomość dla pana. Ma pan tylko 3 miesiące życia.
Szmulewicz siedzi przez chwilę w osłupieniu, w końcu mówi:
- Ale wie pan, panie doktorze, ja też mam kiepską wiadomość dla pana. Nie stać mnnie, żeby w najbliższym czasie zapłacić panu rachunek.
- Dobrze- odpowiada doktor- w takim razie dam panu rok życia.





"Ksiądz i rabin jadą razem pociągiem. Ksiądz wyciąga kanapki z szynką, częstuje również rabina. Rabin odmawia:
- Nam religia zabrania jeść wieprzowiny.
- A szkoda. To takie dobre!
Podróż dobiega końca. Rabin żegna księdza:
- Proszę pozdrowić małżonkę!
- Nas, księży, obowiązuje celibat. Nie mam żony.
- A szkoda. To takie dobre!

W sąsiednich kibelkach siedzą sobie Icek i Mojsze. Nagle Icek pyta:
- Mojsze, czy to co my teraz robimy to jest praca fizyczna czy umysłowa?
- Wiesz Icek, chyba umysłowa ?
- Czemu tak myślisz ?
- Bo jak by to była fizyczna to byśmy ludzi najeli...




Icek założył się z Moszem, że pójdzie do spowiedzi, no i poszedł. Wychodzi, Mosze go pyta:
- I jak było?
- No ja mówię, że zdradzałem żonę... ale nie mogę powiedzieć, z kim
- A on na to, że czy z Kowalską z ulicy Podleśnej?
- A ja, ze nie...
- A czy z Nowakową z Kasztanowej?
- No ja, ze tez nie
- No i czy z Malinowską z Nowomiejskiej?
- No i ja, że nie, no i dał spokój...
- I co, odpuścił ci grzechy?
- Iii, Mosze, odpuścił, nie odpuścił, ale mam 3 pierwszorzędne adresy


Rosenbaum udaje się po poradę do znanego specjalisty. Po konsultacji wręcza lekarzowi dwadzieścia złotych.
- Przepraszam pana, ale należy się więcej.
- Och, mój Boże, nie wiedziałem i mam przy sobie tylko dwadzieścia złotych.
- Dobrze, ale na przyszłość niech pan pamięta, że wizyta u mnie kosztuje pięćdziesiąt złotych.
- Pięćdziesiąt? A mnie mówiono, że trzydzieści


Przepraszam, panie ksiądz, czy to nie smutno, całe życie ksiądz i ksiądz?
- Mogę zostać biskupem.
- Oj! to, to! piękna posada... ale całe życie biskup i biskup?
- Mogę zostać arcybiskupem.
- Aj! aj! aj! To ładnie być arcybiskup - ale całe życie nic tylko arcybiskup?
- Mogę zostać kardynałem.
- Aj waj! Jak pięknie! Ale tak całe życie kardynał i kardynał?
- Mogę być wybrany papieżem.
- Aj! aj! cymes, sam cymes! Ale tak między nami - całe życie papież i papież?
- No, przecież już bogiem nie będę!
- Nu, czemu nie? U nas był taki jeden, co mu się udało.


Do Goldberga czytąjacego na ulicy "Der Sturmer" podchodzi Silberstein i mówi z niesmakiem:
- Izaak! Dziwię się, że czytasz tę szmatę!?! Na co Golberg:
- Bo jak czytam nasze czasopisma, to tylko: tu pogrom, tam antysemityzm, tu zbezcześcili synagogę... A jak czytam to - to od razu: Żydzi opanowali banki! Żydzi rządzą na rynku budowlanym! Żydzi rządzą swiatem! Aż przyjemnie się to czyta!


Rachela zgłasza się do rabina z prośbą o rozwód.
- Bój się pani Boga!! - powiada rabin - przecież ma pani takiego porządnego męża! Czy ma pani coś mu do zarzucenia?!
- Rebe, ja podejrzewam mojego męża, że to ostatnie dziecko, które mamy, że to nie jest jego.


 Mosiek budzi się w nocy i widzi, że z jego łoża wystają trzy pary nóg. Jeszcze trochę zaspany, liczy dla pewności:
- Moje nogi, Salci nogi, a to czyje nogi? Powtarza:
- Moje nogi, Salci nogi, a tu czyje nogi?
Wyskakuje z łóżka i jeszcze raz liczy:
- Moje nogi, Salci nogi... A ja się głupi denerwował!



Trzech Żydów postanowiło założyć sklepy i to w dodatku obok siebie. Założyli, a potem myśleli, co by tu zrobić, żeby przyciągnąć klientów. Pierwszy wystawił w oknie sklepu wywieszkę TU UDZIELA SIĘ 25% RABATU drugi TU UDZIELA SIĘ 50% RABATU a trzeci. TU GŁÓWNE WEJŚCIE


 Chodzący rozum

- Powiedz mi, gdzie siedzi rozum? - pyta nauczyciel małego Laiba.
- On wcale nie siedzi - odpowiada rezolutnie uczeń.
- No to gdzie jest? - dziwi się nauczyciel.
- On chodzi za interesami - tłumaczy Laib.
- Za interesami? Dlaczego?
- Bo jak by on tylko siedział, to on by nie był żaden rozum - wyjaśnia mały filozof.



Amerykański bankier, Weintraub pragnąc wydać za mąż swoją nie pierwszej już młodości córkę, mówi do niej:
- Rachel, kiedy dziś wieczorem przyjdzie Aaron, usiądź przy sejfie z pieniędzmi. Na jego tle wyglądasz o wiele młodziej.


W restauracji, w wielkim przemysłowym mieście, toczy się w żydowskim towarzystwie dyskusja na temat małżeństwa.
- Małżeństwo to instytucja zdrowotna - mówi lekarz.
- Małżeństwo to mniejsze zło - zauważa prawnik.
Młody student twierdzi z zachwytem:
- Małżeństwo to przecież spokojna przystań, na której spotykają się dwa okręty.
Milczący dotychczas szef restauracji wzdycha głęboko:
- Niestety, niektórzy natknęli się na okręt wojenny!


Pewien stary żydowski swat zapoznał kiedyś młodego człowieka z wielce urodziwą panną, która to panna bardzo mu się spodobała.
Młody zaprosił ją więc do kawiarni, a potem do teatru. Na drugi dzień rano któryś z przyjaciół zapytał go, kim jest dla niego owa niewiasta, z którą widziano go poprzedniego wieczora.
Młody człowiek oświadczył z dumą, że jest to jego narzeczona. Jego przyjaciel zaczął się śmiać, że chyba zwariował, albowiem z ową niewiastą żyło już pół miasta.
Zrozpaczony młody człowiek udał się z pretensjami do swata.
Swat wysłuchał go uważnie, po czym - wcale nie zbity z pantałyku - stwierdził autorytatywnie: "Tyż mi miasto! Tylko pięć tysięcy mieszkańców".


Pewnego razu, w przedwojennej Warszawie zdarzyło się, że pokłócili się ze sobą dwaj Żydzi - pan Katz z panem Rosenkrantzem. Pokłócili się oni tak bardzo, że sprawa znalazła swój finał w sądzie. Tenże sąd po rozprawie wydał werdykt przyznający rację panu Rosenkrantzowi. Orzeczono karę - pan Katz miał przeprosić publicznie pana Rosenkrantza. Publiczne przeprosiny miały odbyć się w mieszkaniu tego drugiego.
W umówiony dzień zebrali się świadkowie w mieszkaniu Rosenkrantza. Wszyscy, włącznie z gospodarzem czekają niecierpliwie na przybycie Katza i złożenie przezeń oficjalnych przeprosin. Wreszcie jest! Pukanie do drzwi, otwiera je Rosenkrantz, za drzwiami stoi Katz i tak oto mówi:
- Dzień dobry szanownemu panu. Czy tutaj mieszka krawiec Goldberg?
- Nie! Goldberg mieszka piętro wyżej
- Aaaaa, to ja Pana w takim razie bardzo przepraszam!!!




Dwóch Żydów umawia sie na spotkanie.
- A więc spotkamy sie jutro?
- Tak.
- Gdzie?
- Gdzie chcesz.
- O której godzinie?
- Obojętne.
- Dobrze. Tylko ja cię bardzo proszę: bądź punktualny!


Icek i Zbyszek idą na obiad. Z daleka zobaczyli że na stole czekają na nich dwie nierówne porcje. Zaczęli więc biec. Icek byl szybszy i bęc złapał większy tależ. Zadyszany Zbyszek podbiega i zaczyna swoje.
- Icek ale wy Zydzi to pazerna nacja i jaka nie wychowana. Tak sie przeciez nie robi. Zabrałeś większy tależ.
- Tak? A jak ty byś był pierwszy, to jaki byś wziął?
- Jak to, jaki? Mniejszy.
- No to przecież masz. O co ci chodzi?


Staremu Żydowi Saulowi przyszło umierać. Żal mu było wielce zostawiać na świecie małego jeszcze syna,
który dopiero co nauczył się chodzić. Saul posłał więc po rabina, a kiedy ten przyszedł, pożalił mu się na swój los:
- Rabbi, umrę i nawet nie będę wiedział na kogo wyrośnie mój syn.
Rabin na to:
- Jest na to rada, panie Saul. Połóż pan na stoliku w pustym pokoju butelkę wódki, pieniądze i Torę.
Wpuść syna do pokoju i bacz uważnie, czego się dotknie. Jeśli wódki, znaczy wyrośnie na hulakę i pijaka.
Jeżeli pieniędzy - wyrośnie na człowieka z głową do interesu i majątku się dorobi.
Jeżeli zaś weźmie Torę - na męża bogobojnego i świętego się zapowiada.
Saul uczynił wszystko według słów rabina. Chłopczyk wszedł do pokoju i zgarnął wszystkie trzy rzeczy na raz w swoje objęcia.
Zafrasowany Saul posłał znowu po rabina. Kiedy ten nadszedł Saul opowiedział mu wszysto i zapytał:
- Co ty na to, rebe? Na kogo wyrośnie mój syn, skoro dotknął się i wódki i pieniędzy i Tory?
Rabin na to:
- Aj waj, to z niego na pewno będzie katolicki ksiądz!!

Idzie Żółtko ulicą szukając zakładu zegramistrzowskiego. Nagle patrzy: sporej wielkości budynek z wywieszonym ogromnym zegarem w witrynie. Wchodzi, podchodzi do faceta stojącego za ladą i mówi:
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.
- Chciałbym zreperować zegarek.
- A co mnie to obchodzi?
- To nie jest zakład zegarmistrzowski?
- Nie. To jest burdel.
- To czemu pan wywiesił zegar w witrynie?
- A co miałem wywiesić?




- Rebe, czy Żyd może się ogolić?
- Nie, synu. Talmud mówi, że nie wolno dotykać skóry ludzkiej ostrzem.
- To czemu ty Rebe jesteś ogolony?
- Widzisz, synu, ja się o to nikogo nie pytałem.





Dawno temu rosyjski Żyd odwiedził swoją rodzinę w Izraelu. Przed powrotem do do Krainy Sierpa i Młota umówił się z nimi, że listy pisane przez niego niebieskim atramentem będą oznaczały, że wszystko w porządku, a te pisane zielonym oznaczać będą, że ma problemy lecz boi się o nich pisać.
Pierwszy list przychodzi do Izraela już po paru tygodniach i jest napisany ... niebieskim atramentem. Pierwsze zdanie brzmi:
"- Żyje się tu wspaniale, niczego nam nie brakuje i wszystko można kupić. No może za wyjątkiem zielonego atramentu..."







Hersz dowiedział się, że żona zdradza go ze jego wspólnikiem Dawidem. Nie daje wiary tej bzdurnej w jego mniemaniu pogłosce, ale pewnego dnia zastaje swego przyjaciela w objęciach niezbyt urodziwej małżonki.
Na ten widok zaczyna krzyczeć:
-Stuknij się w łeb, ty głupcze! Ja muszę - ale ty?!


Mosze! Ubezpieczyłem sklep od pożaru, kradzieży i gradobicia!
- Aj waj! A gradobicie, to jak zrobisz?

 
Icek z żoną Chaną w piękne sobotnie popołudnie wybierają się na piknik za miasto. Jest upał, więc siadają w cieniu rozłożystego drzewa.
Nagle Chana zrywa się z krzykiem.
- Icek, ratuj!
- Co się stało?
- Mrówki mnie jedzą!
A Icek patrzy na swoją brzydką małżonkę i mówi wzdychając:
- Aj, aj, aj! Do czegóż to głód może doprowadzić!


 Rabbi w synagodze pyta:
- Czy ktoś wie dlaczego ci Rosjanie tak nas nie lubią?
Mosiek, domyślnie:
- Może dlatego, że nie pijemy z nimi wódki?
- Niewykluczone - mówi rabbi - Niech każdy z was przyniesie jutro pół litra wódki, poćwiczymy między sobą jak się powinno pić po rusku, żeby nas Rosjanie polubili.
Mosiek wychodzi z domu z pólitrówką,a Salcia pyta:
- Gdzie niesiesz tą wódkę?
- Do synagogi, wlejemy wszystkie butelki do jednej beczki i będziemy pić jak Rosjanie - odpowiada Mosiek.
- W takim razie szkoda wódki - mówi Salcia.
Przelała wódkę do dzbanka i nalała wody do butelki.
Mosiek, razem z innymi żydami, wlał swoją wódkę do beczki. Rabbi zaczerpnął stakana, wypił i mówi:
Już wiem czemu nas Rosjanie nie lubią.




Mosze otworzył sklep na Nalewkach - Trąbki, saksofony, bębny, trumny,
noże i pistolety.
- Jak idzie geszeft, Mosze? - pyta Srul. Taki nietypowy towar...
- Bardzo idzie! Bardzo! Przedwczoraj sprzedałem trąbę, wczoraj pistolet, dzisiaj trumnę.


 Pewien amerykański turysta żydowskiego pochodzenia wybrał się z wycieczką do Jerozolimy. Zwiedził co było do zwiedzenia, pozostała mu jeszcze Ściana Płaczu czyli Zachodni Mur. Wsiada do taksówki i nie może sobie przypomnieć jaką nazwę nosi to najbardziej znane miejsce modlitw wszystkich Żydów.
- Proszę mnie zawieźć tam gdzie wszyscy Żydzi płaczą i gdzie wznoszą modły...
Taksówkarz zawiózł go przed Urząd Skarbowy...


Stary Żyd został przyjęty do katolickiego szpitala, gdzie pielęgniarkami były siostry zakonne. Jedna z nich wypełniała kartę faceta i zapytała, kto będzie płacił rachunek za niego.
- Nie mam pieniędzy - mówi Żyd.
- Ma pan jakąś rodzinę?
- Mam siostrę, która zmieniła wiarę i została siostrą zakonną, więc jest starą panną.
- Musi pan wiedzieć, że nie jesteśmy starymi pannami. Jesteśmy zaślubione z Chrystusem!
- W takim razie - mówi Żyd - Poślijcie rachunek do mojego szwagra!



W przedziale dwóch rabich i jeden żyd.
Po kilku godzinach podróży żyd się odzywa:
- Miałem nadzieję, że będę świadkiem rozmowych dwóch wybitnych umysłów, a tu cisza!
Jeden rabi z politowaniem odpowiada:
- Ja wiem wszystko, on wie wszystko, to o czym my mamy rozmawiać?!


Lejb Sobel ożenił się i do znudzenia wychwala kolegom zalety swej urodziwej żony. Pewnego dnia spotyka przyjaciela. Ten bierze go pod ramię i szepcze do ucha:
- Daj ty spokój z tym gadaniem. Śmieją się z ciebie. Czy ty nie wiesz, że twoja żona ma czterech kochanków na boku?
- I co z tego? - uśmiecha się beztrosko Sobel - Wolę mieć dwadzieścia procent w dobrym interesie niż sto procent w złym!


Do cadyka przyjechał pewien chasyd i żali się, że interesy idą źle. Ale, ponieważ ludzie jeszcze nie znają opłakanego stanu jego interesów, więc córka jego może jeszcze zrobić dobrą partię. Właśnie swatają jej młodego człowieka z dobrej zamożnej rodziny, ma on jednak jeden mały feler: jest trochę niedowiarkiem.
- Ani mi się waż oddać córkę takiemu! - krzyczy rabin
- Lepiej oddaj ją szewcowi lub furmanowi, ale niedowiarkowi nigdy!
- Rabbi - powiada chasyd w pokorze - moja córka też ma mały feler.
- Jaki?
- Ona jest tak jakby trochę... w ciąży


Kiedy pewien Żyd wrócił do domu z wesela, zapytano go, jakie było jedzenie.
Odpowiedział:
- Gdyby zupa była tak gorąca jak wino, a wino tak stare jak kurczak, a kurczak tak tłusty jak panna młoda, byłoby to nadzwyczajne jedzenie.


W pewnym mieście obok siebie znajdowały się Synagoga Żydowska i kościół. W sobotę idzie Rabin do Synagogi patrzy a tu ksiądz myje mu samochód, no to się rabin ucieszył ale i zastanowił. Następnego dnia czyli w niedziele idzie ksiądz na msze patrzy a tu mu rabin odcina rurę wydechowa w samochodzie.
- Rabin co ty robisz z moim samochodem - krzyczy ksiądz.
Na to rabin odpowiada;
- Ty mi wczoraj ochrzciłeś samochód to ja ci dzisiaj twój obrzezam.


Żyd wysłał swojego syna na studia do Ameryki. Po kilku latach pobytu syn wraca i tak oto rozmawiają:
- Synu, a gdzie twoja broda?
- Tate, w Ameryce nikt nie nosi brody. Zgoliłem ją.
- Ale przestrzegałeś szabasu?
- Tate, w Ameryce w szabas wszyscy idą do pracy.
- Mam nadzieję, że spożywałeś tylko koszerne jedzenie?
- Tate, w Ameryce bardzo ciężko o koszerne jedzenie.
- Och synu! Powiedz mi tylko jeszcze jedną rzecz. Jesteś nadal obrzezany?



Ojciec Żyd pyta się syna.
- Mosze co byś chciał mieć?
- Pieniądze.
-A potem?
- Bardzo dużo pieniędzy.
- A gdybyś miał bardzo dużo pieniędzy to co chciałbyś mieć?
- Odsetki.


Syn pracujący u ojca - Żyda w sklepie pyta go:
- Tate, a co to jest etyka?
- Widzisz synu jakby ci to wytłumaczyć. Wyobraź sobie, że do sklepu przychodzi klient kupuje towar za 100 rubli, płaci banknotem 200 rublowym i przez przypadek zapomina zabrać wydaną mu resztę. Wtedy wchodzi w grę etyka: czy zabrać te pieniądze, czy podzielić się nimi ze wspólnikiem.



Pewien rabin w swej synagodze miał wieczne utrapienie z młodymi wiernymi, którzy na nabożeństwo przychodzili bez jarmułek. Prosił, napominał, aż wreszcie na drzwiach bożnicy wywiesił kartkę z napisem
PRZYCHODZENIE DO DOMU BOŻEGO BEZ NAKRYCIA GŁOWY JEST TAK SAMO CIĘŻKIM GRZECHEM JAK CUDZOŁÓSTWO!
Po tygodniu nic się nie zmieniło, tylko ktoś dopisał małymi literami
"Próbowałem jednego i drugiego - różnica kolosalna!"


Rok 1946.
Powraca z Anglii do rodzinnego Lubartowa Polak, zdemobilizowany oficer RAF-u. Z rodziny jego nie wielu zostało których odszukał. Przyszedł czas na przyjaciół. Rozpoczął od Izaaka, syna najlepszego piekarza w miasteczku, z którym się przyjaźnił już od piaskownicy i który przed samą wojną przejął po ojcu zakład. Z jego domu pozostał tylko komin. Ale jest jeszcze nadzieja. Piekarnia w centrum... JEST, chociaż prawie w ruinie. Pozostał nienaruszony sklepik. Z niepokojem zbliżał się coraz wolniej do wystawy. Z przerażeniem odczytał słowa z kartki umieszczonej w witrynie - "ZAMKNIĘTE Z POWODU ŚMIERCI". Opadły mu ręce. Poczuł, że ktoś za nim stanął. Odwrócił się. Uniósł ramiona. Przygarnął go z całej siły.
- Izaak, to ty żyjesz - wyjąkał.
- Żyję - odpowiedział Izaak.
- Więc kto umarł ?
- KLIENTELA - wyszeptał Izaak

Pewien stary żydowski żebrak siedzi na ulicy ze swoim garnuszkiem i zaczepia przechodzącego obok mężczyznę:
- Może ma pan dla mnie 3 centy na kawę...
- A gdzie kupisz kawę za 3 centy ? - pyta mężczyzna
- W hurcie, ma się rozumieć.
  Amerykańskie południe, lata pięćdziesiąte. Samotna, biała, starsza pani postanawia spełnić dobry uczynek zapraszając rekrutów z pobliskiej bazy wojskowej na pyszny domowy posiłek z okazji Święta Dziękczynienia. Dzwoni do bazy i tłumaczy jakiemuś porucznikowi w czym rzecz. Ma jednak jeden warunek: "Możecie przysłać mi dwóch rekrutów, tylko żadnych Żydów! Nie chcę u siebie widzieć Żydów!"
- Dobrze, godzi się porucznik, nie przyślę pani Żydów.
Nadchodzi dzień święta, dzwonek, starsza pani otwiera drzwi... i staje jak wryta! Na progu uśmiecha się do niej dwóch CZARNYCH rekrutów!
- To, mm... musi być jakaś p... pomyłka! - wykrztusza z siebie...
- Niemożliwe, proszę pani, odpowiadają z uśmiechem murzyni, porucznik
Goldstein nigdy się nie myli!

Kupiec Mojżesz Rosenfeld wyjechał za interesami. Sprawy przeciągnęły się tak długo, że nie zdążył wrócić na sobotę do domu. Postanowił więc powiadomić żonę, wysyłając jej telegram. Poszedł na pocztę i napisał "Moja kochana żona Sura interesy załatwiłem bardzo dobrze. Niestety nie mogłem zdążyć przyjechać na sobotę. Przyjadę w niedzielę. Twój kochający cię mąż Moniek"
Kiedy wręczał ten telegram urzędniczce, ta zwróciła mu uwagę:
- Proszę pana to przecież jest cała epistoła. Będzie to pana drogo kosztować niech pan lepiej cos wykreśli
- Skreślić- powiedział kupiec - dobrze mogę skreślić...zaczął się zastanawiać:
"Moja" - no dobrze. Czyja ona jest? Przecież ona jest moja, co ona nie wie? Ona to wie doskonale. Skreślam. "Kochana"- jak ona jest moja, to jaka ona ma być? Czy ja jej nie dałem tysiąc razy dowodów, że ona jest kochana? Co ona o tym nie wie? Skreślamy. "Żona"- a co ona jest? Nieznajoma? Przyjaciółka? Przecież ona dobrze wie, że żona. skreślamy. "Sura"- co ona nie wie jak się nazywa? Skreślamy. "Interesy załatwiłem dobrze" - Przepraszam, a jak ja miałem załatwić interesy? Ja kupiec od 40 lat. Czy ja już kiedyś źle załatwiłem interesy? Skreślamy. "Niestety nie mogłem przyjechać na sobotę" - Przepraszam, jak ja bym mógł, to ja bym nie pojechał na sobotę do domu? Czy ona nie wie, że wolałbym siedzieć przy sobotnim stole z całą rodziną i jeść dobrą kolację? Ona to dobrze wie. Skreślamy. "Przyjadę w niedzielę"- jak nie przyjechałem w sobotę to kiedy mam przyjechać? To przecież jasne że przyjadę w niedzielę. Skreślamy. "Twój" - Ta, niech ja spróbuję być czyjś inny, ładnie by mnie ona urządziła - skreślamy. "Mąż" - a kto ja jestem? Przyjaciel, kochanek? Czy ona nie wie, kto z nią brał ślub pod baldachimem 25 lat temu? Przecież nie Hugo Kołłątaj, tylko ja. skreślamy. "Moniek" - co ona nie wie jak jej własny mąż ma na imie? Skreślamy.
Kupiec podszedł do okienka i zdecydowanym głosem powiedział do urzędniczki:
- Dziękuję pani bardzo, już nie trzeba telegramu.


Icek przychodzi do rabina.
- Rabbi, mam straszny problem z moją żoną, wszystkie pieniądze przepuszcza...
- To nie dawaj jej pieniędzy.
- Rabbi, tak będzie jeszcze gorzej, wtedy będzie cały dzień narzekać i lamentować...
- To dawaj jej tylko tyle pieniędzy, ile potrzebuje na codzienne sprawunki.
- Rabbi, ale wtedy ona wyda je na stroje, a dzieci głodne będą chodzić...
- To wiesz Ty co, Icek? Przechrzcij się.
Żyd zaskoczony.
- I to pomoże?!
- Nie, ale będziesz zawracał głowę księdzu, nie mnie

Tam gdzie ludzie noszą pejsy wakowało stanowisko ministra marynarki. Rozpisano konkurs. Po jakimś czasie dochodzi do przesłuchania pierwszego kandydata. Przewodniczący komisji zadaje pytania:
- Proszę podać jakie jest pańskie imię i nazwisko oraz kwalifikacje?
- Ja się nazywam Icek Admirał.
- Dobrze, proszę pana, to jest pańskie nazwisko, a ja pytałem też o pańskie kwalifikacje.
- Ja się nazywam Icek Admirał.
- Proszę pana, ja pytam o kwalifikacje.
- Nie rozumiesz pan. Ja się nazywam Icek Admirał!
- Panie, to jest zwykły zbieg okolicznościów! To tylko nazwisko!
- Pan mnie mówisz, że to jest zbieg okolicznościów? To słuchaj pan:
Moja Salcze z domu jest Szip [tzn. "ship" (statek) - przypis]. Nie rozumiesz pan? Ja Admirał, ona Szip!
- Proszę pana, to jest znów tylko nazwisko, zwykły zbieg okolicznościów!
- Tak, zwykły zbieg..? To posłuchaj pan teraz:
Ja, Admirał, pływam na ten Szif 20 lat, bez żadnych majtków, bez żadnego zabezpieczenia i bez żadnej awarii i pan mnie mówisz, że to jest tylko zbieg okolicznościów?!


Do żydowskiego milionera Rotschilda podchodzi lokaj i mówi, że za drzwiami czeka jakiś obdarty Żyd, który ma do pana barona interes. Obdartus obdartusem ale Rotschild nie byłby milionerem gdyby nie reagował na słowo "interes". Kazał wpuścić petenta. Obdartus wchodzi i nadaje: - Panie Rotschild, ja mam taki interes co my oba zarobimy po pół miliona w jeden dzień...
- Pół miliona, ładny grosz... a co za interes?
- Panie Rotschild ja słyszałem, że pan wydajesz córkę za mąż i dajesz pan zięciowi milion w posagu.
- To prawda.
- Panie Rotschild...ja ją wezmę za pół.





Pytają fabrykanta:
- Pański syn ożenił się z miłości czy dla pieniędzy?
Fabrykant zastanawia się chwilę, w końcu mówi:
- Z miłości dla pieniędzy.




Hurtownik galanteryjny Lejzor przychodzi do adwokata, który podjął się jego obrony w sprawie
o umyślne bankructwo.
- Proszę mi powiedzieć dokładnie - mówi obrońca - jak do tego doszło. Musze wiedzieć
cala prawdę.
- Nu, dlaczego ja miałbym klamać? - odpowiada Lejzor. - Kłamać to rzecz pana mecenasa.






- Profesor Einstein stwierdzil, ze zydowskie dziewczeta sa najpiekniejsze na swiecie...
- Widzi pan, to juz mozna latwiej zrozumiec niz jego teorie wzglednosci.






Kelner:
- Jak szanownemu panu smakuje ten befsztyk?
- Hm... Jako fachowiec stwierdzam, że to pierwszorzędny gatunek.
- A to szanowny pan jest rzeźnikiem?
- Nie, szewcem.
Lekarz zwraca się do pacjenta:
- Na co uprzednio pan chorował?
- W dzieciństwie na chorobę angielską, potem na egipskie zapalenie oczu, a podczas wojny
światowej na hiszpankę.
- Oj, to pan przechorował ładny kawał świata!




Andrus z Krakowa zaczepia ziewającego Żyda:
      - Panie kupiec, tylko pan mnie nie połknij!
      - Nie bój się! - uspokaja go zaczepiony - My, Żydzi, nie jadamy wieprzowiny.



Blumsztajnowie wyjeżdżają do Izraela.. Na lotnisku Okęcie czekają na samolot.
W głosnikach słychać zapowiedź: "W związku z wyjazdem delegacji partyjno-rządowej pod przewodnictwem towarzysza Gomułki do Moskwy, wszystkie loty są chwilowo wstrzymane".
Po godzinie słychać następną zapowiedź: "W związku z wyjazdem towarzyszy Kliszki i Moczara do Budapesztu, wszystkie loty są chwilowo wstrzymane".
- Może rzeczywiscie poczekamy - mówi do żony Blumsztajn. - Jak oni wszyscy wyjadą, to my możemy zostać...




Chasydcy rebe to cala kopalnia humoru z najwyzszej półki!
Otoz reb Naftali z Ropczyc mial synka. Kiedys powiedzial do niego:
- Dam ci dukata, jak powiesz gdzie jest Bóg.
- Tate - odparlo dziecie - dam Ci 1000 dukatow, jak mi powiesz gdzie Boga nie ma... 
 


Napis kolo kierowcy autobusu:
Lepiej spóżnić sie na tym swiecie , niz byc przed czasem w innym.




Oficer do Icka:
- Przy waszym mundurze brak jednego guzika.
- Panie poruczniku - dziwi się Icek - czy pan nie ma naprawdę innych zmartwień?


Znakomity żydowski pisarz Szalom Asz oświadczył kolegom:
- Najpiękniejszym językiem świata jest język żydowski.
- Dlaczego?
- No, bo rozumie się każde słowo...


Abramowicz zostal wezwany do aparatczyka aby wyjasnil dlaczego nie zjawil sie na ostatnim zebraniu PK. " Gdybym wiedzial ze to ostatnie , to bym przyszedl" wytlumaczyl sie Abramowicz


Rabin zauwazyl proboszcza opuszczajacego kosciol z kasetka pod pacha.
-Co tez ksiadz tam niesie?
-A to tacowe z dzisiejszych mszy-
-A jak ksiadz proboszcz sobie radzi zeby podzielic sie z Bogiem?
-Ano liczymy i 10% jest dla pana Boga , a reszta dla nas.
Na to rabin
-U nas to jest prosciej . Rzucamy zawartosc kasetki do gory i to , co wzniesie sie do nieba jest dla pana Boga , a to co spadnie na ziemie , jest dla nas.



Mały Abe po raz pierwszy idzie do szkoły. Tercjan pokazuje mu jedną z klas i mówi.
- Idź tam, do pierwszej klasy.
Abe otwiera drzwi klasy, rozgląda się po niej zdziwiony i po chwili zwraca się do tercjana:
- To ma być pierwsza klasa? Tam są przecież twarde, drewniane ławki, a jak jechałem pociągiem, to pierwsza klasa miała pluszowe siedzenia...




Bogaty dziedzic przywołuje handlarza Jankiela.
— Słuchaj Jankiel, potrzebne mi dwa charty.
— Nic łatwiejszego. Właśnie mam dwie sztuki do sprzedania. Ile pan dziedzic da?
— 200 rubli.
— 200 rubli? Pan dziedzic chyba żartuje? To niemożliwe. Do widzenia.
— Czekaj Jankiel, ile chcesz?
— Czterysta.
— A ładne są?
— Lepszych pan dziedzic nie znajdzie!
— No to niech ci będzie czterysta.
Jankiel wychodzi, spotyka swojego przyjaciela Srula i pyta:
— Nie wiesz czasem, co to takiego charty?


Przyszedł Bóg do Arabów i mówi:
-Mam Przykazania dla was, które uczynią wasze życie lepszym.
-Co to są przykazania?- pytają Arabowie
-Zasady według których macie żyć
-Podaj przykład- żądają Arabowie
-"Nie będziesz zabijał"
-Nie zabijać? Nie jesteśmy zainteresowani twoimi Przykazaniami
Bóg poszedł do Murzynów
-Mam dla was Przykazania
Murzyni żądają przykładu, Bóg podaje:
-"Będziesz czcić ojca i matkę swoją"
-Czcić ojca? My nawet nie znamy naszych ojców.
Bóg poszedł z propozycją Przykazań do Meksykanów, ci również żądają przykładu, Bóg podaje:
-"Nie będziesz kradł"
-Nie kraść? Nie jesteśmy zainteresowani twoimi Przykazaniami.
Bóg poszedł do Francuzów, ci też żądają przykładu, więc Bóg podaje:
-"Nie będziesz pożądał żony bliźniego swego"
-Nie pożądać cudzej żony? Nie jesteśmy zainteresowani twoimi Przykazaniami.
Bóg poszedł więc do Żydów:
-Mam Przykazania
-Przykazania? - Żydzi spoglądają porozumiewawczo na siebie, w końcu najlepszy kupiec pyta:
-To ile?
-Są za darmo
-Bierzemy 10.



 W pewnym miasteczku rabin zwołał zamożniejszych Żydów do synagogi i zwraca się do nich, żeby się złożyli na remont świątyni.
— Patrzcie, jak nasza światynia wygląda: szyby stłuczone, ściany odrapane, podłoga brudna i zniszczona, gorzej niż w bajzlu...
Głos z sali:
— O właśnie...
— Panie Kon, co to ma znaczyć: „O właśnie..?” — pyta oburzony rabin
— Przypomniałem sobie, gdzie zostawiłem kalosze..

- Panie Tajtelbaum, wiesz pan, co mówi Talmud...?
- Oj, mówi, mówi...
- Talmud mówi: Jeżeli 3 ludzi powie, że jesteś pijany, nie kłóć się, idź spać.
- Pan jest dopiero jeden, panie Kuśmidorowicz... ale niech będzie: Dobranoc.

 
Pewien Żyd galicyjski o znacznej fortunie mawiał: - Od czasu do czasu odwiedzam lekarza:
doktor tez musi żyć! Następnie z receptą udaje się do apteki: pigularz też musi żyć. I potem
wylewam lekarstwo do rynsztoka - ja tez muszę żyć!



Josel przystępuje na ulicy do swego konkurenta i pyta gniewnie:
- Czy to prawda, ze mówiłeś o mnie, jakobym z wyglądu przypominał małpe?
- Aj, nic podobnego. Pomyliłem cie po prostu z pewnym moim znajomym. Podobni
jesteście jak dwie krople wody...

Między komiwojażerami.
- Wiesz, ten Josel Goldwasser ożenił się z wdową.
- Ja bym nigdy nie chciał zostać drugim mężem wdowy.
- A ja przeciwnie. Ja wolę być drugim mężem wdowy niż pierwszym...



 Dwóch Żydów zwiedza Watykan i podziwiają zgromadzone bogactwo.
Nagle jeden się odzywa:
- Patrz Dawidzie, a zaczynali od stajenki ...




U rabina w Kołomyi mnóstwo petentów. Same rozwody w tych ciężkich czasach. Do pokoju rabina wchodzi młoda brunetka, a temperament aż z niej bije.
- Rabinie, dobrodzieju, muszę się rozwieść z moim mężem.
- Ależ córko Izraela, opamiętaj się - powiada rabin - przecież dopiero od dwóch tygodni jesteś mężatką.
- Tak, to prawda. Ale moje postanowienie jest niezłomne. Nie mogę żyć z człowiekiem, który nazywa się Lampa.
- Ależ córko Izraela, wiedziałaś przecież przed ślubem, że twój narzeczony nazywa się Izaak Lampa!
- Tak, mój rabinie, ale ja byłam pewna, że to lampa stojąca, a nie wisząca...

W przedziale kolejowym toczy się rozmowa o sławnych ludziach.
Przy oknie siedzi inteligent żydowski i co chwila wtrąca krótką uwagę, dotyczącą pochodzenia omawianej osoby.
- Zamenhof...
- Żyd.
- Spinoza...
- Żyd.
- Kolumb...
- Maran, wychrzczony Żyd hiszpański.
- Mickiewicz...
- Miał matkę neofitkę.
Siedząca obok kobieta wykrzykuje ze zgorszeniem:
- Jezus, Maria!
- Też Żydzi...

Przy budowie okopów. Kohn wykopał sobie dziurę głęboką na dwa metry. Prowadzący inspekcję generał pyta:
- Po co tak głęboko? Nie będziecie widzieli wroga.
- A czy ja jestem jego ciekaw?

Do kawiarni "Wiedeńskiej" w Stanisławowie wpada niezmiernie uradowany pan Maks.
- Z czego ty się cieszysz w tych ciężkich czasach? - pyta go przyjaciel.
Pan Maks zamawia małą kawę dla siebie i dla przyjaciela, a następnie oswiadcza.
- Cieszę się, bo żona urodziła mi inteligentne dziecko.
- Durny wariat! A skąd wiesz, że ono będzie inteligentne?
- Własnie przed chwilą się dowiedziałem, że ten facet, kory do niej przychodzi, kiedy mnie nie ma w domu, to doktor filozofii.

W popularnej restauracji żydowskiej przy ulicy Słonecznej we Lwowie siedzi przy stole dwóch adwokatów. Omawiają proces, w którym akurat uczestniczą. Co do jakiegos zagadnienia nie mogą się jednak porozumieć. Jeden z nich woła w końcu kelnera i powiada:
- Proszę nam podać kodeks karny.
Po kilku minutach kelner wraca, kłania sie nisko i pochyliwszy się do ucha adwokata, mówi:
- Proszę pana maceenasa, kodeksu karnego nie mamy, ale własciciel kazał mi powiedzieć, że panowie dzisiaj nie potrzebujecie płacić za obiad...

W Drohobyczu mieszkał pan Eleazar, którego syn studiował na wiedeńskim uniwersytecie. Własnie na swięta syn przybył do Drohobycza.
- No i czego ty się tam uczysz? - pyta ojciec po pierwszym uroczystym obiedzie,
- Uczę się filozofii - mówi syn.
- A co to jest filozofia?
- Filozofia jest nauką - tłumaczy syn - z której pomocą można wszystko udowodnić.
- Ty jestes durny - powiada na to ojciec. - Co ty mi możesz, na przykład, udowodnić?
- Ja mogę tobie udowodnić, że ciebie tutaj nie ma.
- Ano, udowodnij mi to!
- Prawda - mówi syn - że jestesmy teraz w Drohobyczu?
- Tak jest, w Drohobyczu - zgadza się ojciec.
- Więc jeżeli jestes w Drohobyczu, to nie jestes we Lwowie?
- Nie jestem - ponownie zgadza się ojciec.
- Ale jak nie jestes we Lwowie, to jestes gdzie indziej?
- Zgadza się.
- A jak jestes gdzie indziej, to nie jestes w Drohobyczu i tutaj też nie jestes. Zgadza się?
- Bardzo dobrze - powiada na to ojciec i daje synowi w twarz.
- Za co mnie bijesz? - pyta syn trzymając się za policzek.
- Ja cię biję? - dziwi się ojciec. - Taże ja nie jestem tu, jak sam mi udowodniłes, to jakże ja mogę ciebie bić?...

Pan Salo owdowiał, zwrócił się więc do szadchena, aby mu wyszukał odpowiednią kandydatkę na żonę. Już na drugi dzień przychodzi szadchen z następującą propozycją:
- Jest panna, młoda i ładna panna, ona jest bardzo bogata i z bardzo dobrego domu, jest bardzo pobożna, bardzo solidna i moralna.
Pan Salo zamyslił się, ale jako człowiek trzeźwo myslący powiada:
- Taka panna, co jest ładna, młoda, bogata, pobożna i moralna, za mnie nie wyjdzie.
- Ona wyjdzie za ciebie. Masz na to moje słowo - mówi szadchen.
- Jeżeli ona za mnie wyjdzie, to ona musi mieć jakis feler.
- No, jeden feler to u niej jest - przyznaje niechętnie szadchen, szybko jednak się zastrzega - ale tylko jeden!
- A jaki?
- Ona ma zawsze bardzo ciężki poród...

Dwóch Żydów w przedziale pociągu;
Pierwszy:
- Ach...
Drugi:
- Och...
Pierwszy:
- Przestańmy już mówić o polityce...



Żydowski cmentarz. Napis na pomniku: "Tu leży pochowany ukochany Mąż, Ojciec i Dziadek, lekarz dentysta Chaim Rabinowicz. Żył 75 lat. Praktyka istnieje nadal w tym samym miejscu. Zapraszam serdecznie obecnych i przyszłych pacjentów. Doktor Borys Rabinowicz."

- Wiesz, Chaim, za każdym razem, kiedy cię widzę, myslę też o Rabinowiczu...
- A dlaczego?
-On też jest mi winien dwiescie złotych...





 Rabinowicz rozmawia w kawiarni z Ickiem.
- Wyobraź sobie, wracam wczoraj do domu, a moja żona uprawia seks z tym bogaczem Rosenblumem na mojej kanapie!!!
- I co zrobiłeś?
- Zachowałem się jak mężczyzna i jak skończyli, drogo sprzedałem mu tę kanapę...

Sara dzwoni do matki:
- Mamo już północ, a Dawida jeszcze nie ma! Chyba jest u jakiejs dziwki.
- Dlaczego wybierasz najgorszy scenariusz? Być może po prostu wpadł pod samochód...


"Świat jest jedną wielką tajemnicą - to ludziom za mało:
muszą mieć jeszcze prywatne sekrety..."

Rapaport podaje papiery na wyjazd do Izraela.
- Dlaczego chce pan wyjechać? - pyta urzędnik.
- Z dwóch powodów. Po pierwsze - mój sąsiad jak się upije, to wrzeszczy: "Jak skończymy z władzą ludową, to weźmiemy się za was, żydków!"
- Ale władza ludowa nigdy się nie skończy - mówi urzędnik.
- I to jest ten drugi powód - konkluduje Rapaport.


Rok 1968. W Ministerstwie Handlu Zagranicznego pracuje Zusman, którego trzeba zwolnić.
Chcąc załatwić sprawę delikatnie, kierownictwo wpada na pomysł powierzenia Zusmanowi misji nie do wykonania, po czym naturalnie go zwolnić.
- Pojedzie Pan do Szwajcarii z zadaniem sprzedania partii naszych zegarków "Błonie".
- Oczywiscie - odrzekł Zusman.
Po dwóch tygodniach wraca.
- Zegarki sprzedane, jest zamówienie na następną partię.
Zdziwieni przełożeni oczom nie wierzą, ale przygotowują kolejną zasadzkę:
- Pojedzie pan do USA z zadaniem sprzedania naszych radioodbiorników marki "Diora".
- Oczywiscie - odrzekł Zusman.
Po trzech tygodniach wraca.
- Odbiorniki sprzedane, jest zamówienie na następną partię.
Kierownictwo resortu jest w szoku, postanawiają zatem powierzyć Zusmanowi misję niemożliwą do wykonania.
- Pojedzie pan do Chin i sprzeda sto ton polskiego ryżu.
- Oczywiscie - odrzekł Zusman.
Miesiąc nie było Zusmana w Ministerstwie i jego przełożeni już byli przekonani o tym, że będzie można go zwolnić. Jednak któregos dnia pojawił się i zadowolony powiedział:
- Jest zamówienie na dalsze dostawy.
- Ale dlaczego pana tak długo nie było?
- A myslicie, że to tak łatwo jest znaleźć Żyda w Chinach..?


Bogacz strofuje natrętnego żebraka:
- I znowu jesteś? Wczoraj mówiłeś, że jesteś upadłym kupcem, a dziś podajesz się
za upadłego muzykanta?!
- To prawda - wzdycha żebrak. - W dzisiejszych ciężkich czasach nie można przecież
wyżyć z jednej profesji.



Do rabina przychodzi Rosenduft:
- Rebe, powiedz mi, ty wszystko wiesz, ja znalazłem w gojowskiej gazecie takie trudne słowo: alternatywa. Co to ma być?
Rebe głaszcze się po brodzie.
- Wyobraź sobie Chaim, że masz dwa jajka, z tych jajek wykluwa ci się kogucik i kurka. Po pewnym czasie, kurka znosi następne dwa jajka, z których znowu wykluwa się kogucik i kurka. I tak po roku, masz już całe podwórko kurek i kogucików. No i wtedy przychodzi wielka powódź i zalewa ci całe gospodarstwo.
- No dobrze, rebe, ale gdzie ta alternatywa?
- Kaczki…


- Panie Rabinowicz! Kopę lat! Ale się pan zmienił! Dawniej był pan niski i gruby, dzis jest pan wysoki i chudy.
- Ja nie jestem Rabinowicz...
- I nazwisko też pan zmienił?



Zima. Do knajpy wchodzi Żyd zostawiając otwarte drzwi. Barman natychmiast reaguje:
- Panie, zamknij pan te drzwi, przecież na dworze jest zimno!
- Czy panu się wydaje, że jak zamknę te drzwi to na dworze zrobi się cieplej?



Prezydent Bush wzywa szefa CIA i pyta:
      - Dlaczego Żydzi o wszystkim wiedzą zanim my to zrobimy?
Szef CIA odpowiada:
      - To dlatego, że Żydzi mają takie powiedzenie: "Vus titzuch?".
Prezydent na to:
      - A cóż to takiego?
Odpowiada na to szef CIA:
      - Dobrze Panie Prezydencie. Jest to takie wyrażenie jidysz, które z grubsza można przetłumaczyć jako: "Co się zdarzy?" I oni właśnie pytają siebie nawzajem i o wszystkim wiedzą.

Prezydent postanowił potajemnie sprawdzić prawdziwość słów szefa CIA. Przebrał się w ubranie starozakonnego Żyda (czarny kapelusz, broda, długi czarny płaszcz), potajemnie poleciał nieoznakowanym samolotem do Nowego Jorku i nieoznakowanym samochodem pojechał do najbardziej żydowskiej dzielnicy w mieście, na Brooklyn. Wkrótce zobaczył idącego starego Żyda.
Prezydent zatrzymał go i zapytał szeptem:
      - "Vus titzuch?"
Starzec odszeptał:
      - Bush jest na Brooklynie.


Pewien człowiek przyjechał na międzynarodowe lotnisko Ben-Guriona z dwoma dużymi torbami. Zatrzymał go agent celny, otworzył jedną torbę i zobaczył, że jest pełna pieniędzy w różnych walutach.
Agent pyta pasażera:
      - Skąd masz te pieniądze?
Człowiek odpowiada:
      - Nie uwierzysz mi, ale podróżowałem po całej Europie i wchodziłem do wszystkich napotkanych toalet publicznych. Za każdym razem, gdy zobaczyłem sikającego człowieka, łapałem jego organ i mówiłem: "Albo ofiarujesz pieniądze na rzecz Izraela, albo ja odetnę twoje piłeczki."
Oszołomiony agent celny mamrocze:
      - Eeeee.... to bardzo interesująca historia... Ale co masz w drugiej torbie?
Człowiek na to odpowiada:
      - Nie uwierzbyłbyś jak wielu ludzi w Europie nie popiera Izraela.




  
 Podejrzewam, ze w naszej lodówce ktoś mieszka - mówi pacjent u psychiatry.
      - A dlaczego tak pan sądzi?
      - Bo żona ciągle nosi tam jedzenie.



Bogaty Żyd kupił wspaniały dom w Beverly Hills w Kaliforni i zatrudnił pracownika by urządził wnętrza. Gdy praca została ukończona gospodarz był zachwycony, jednak zauważył, że pracownik zapomniał umieścić mezuzę na drzwiach.
Wyszedł więc i kupił 50 mezuz, a następnie poprosił pracownika by umieścił je po prawej stronie każdych drzwi w domu, poza łazienkami i kuchniami. Gdy wyszedł poważnie martwił się, czy pracownik nie uszkodzi farby na drzwiach, albo czy przybije je poprawnie.
Jednakże, gdy po kilku godzinach wrócił do domu, zobaczył, że praca została właściwie wykonana. Z radości wypłacił pracownikowi premię mówiąc:
      - Jestem bardzo zadowolony z twojej pracy...
      - A propo, usunąłem gwarancje z nich i zostawiłem je panu na stole!
Małżonkowie obchodzą 50-rocznicę ślubu w Synagodze. Rabin poprosił Moshego by podzielił się z całą kongregacją swoimi spostrzeżeniami, jak udało mu się przez tyle lat żyć z jedną kobietą. Moshe przemawia:
      - Tak więc, szanowałem ją i wydawałem na nią pieniądze. Ale najważniejsze to, że wziąłem ją w podróż na szczególną okazję.
Rabin pyta:
      - Podróże? A gdzie?
      - Na naszą 25-rocznicę zabrałem ją do Pekinu w Chinach.
Rabin krzyczy:
      - Co za straszny przykład dajesz pozostałym mężom, Mosze! Ale powiedz, co zrobiłeś dla żony na 50-rocznicę?
      - Wróciłem i przywiozłem ją z powrotem.
Żona wyprawiła Mojszego do studni po wodę. Wrócił z pustymi wiadrami, tłumacząc się, że obce wojska maszerowały przez środek wsi, a on nie chciał im przynosić szczęścia:
      - Dlatego wylałem wodę.
Żona łapie się za głowę:
      - Oj wej, Mojsze! Ile razy mam ci powtarzać, żebyś ty się nie mieszał do polityki!



 Andrus z Krakowa zaczepia ziewającego Żyda:
      - Panie kupiec, tylko pan mnie nie połknij!
      - Nie bój się! - uspokaja go zaczepiony - My, Żydzi, nie jadamy wieprzowiny.

Icek spotyka panią Salcie, (w której się od dawna kocha) i mówi:
- Pani Salcie! Pani mąż wyjechał w delegację, może ja bym do pani przyszedł wieczorkiem na kolacyjkę ze śniadankiem, nie będzie się pani czuła samotna...
Na co pani Salcia z oburzeniem:
- Ależ panie Icek! Ja nie jestem kobietą lekkich obyczajów!
- Ależ pani Salcie! Któż tu mówi o pieniądzach?



Pięcioletni Emilek kręci się niespokojnie koło swego ojca, wreszcie łapie go za rękaw i mówi:
- Wiesz, papuńciu, ja bym bardzo chciał być teraz na twoim miejscu.
- Co ty nie powiesz? - dziwi się ojciec. - A co by ci z tego przyszło?
- O, gdybym ja był na twoim miejscu, tobym twojemu synkowi Emilkowi dał ze dwa złote na kino i cukierki...  

Syn kupca powraca ze szkoły do domu.
- Tato - powiada do ojca - nauczyciel w szkole mówił nam, że pewien Żyd, co się nazywa Einstein, wymyślił jakąś teorię względności. Tato, co to jest ta teoria względności?
Kupiec zastanawia się przez chwilę, wreszcie mówi:
- Widzisz, synuniu, to jest tak: jeżeli ty kupujesz jakąś rzecz, to ona jest licha i bardzo mało warta. Jeżeli natomiast ty tę rzecz sprzedajesz, to ona jest pierwszorzędna, wręcz najlepsza z najlepszych i oczywiście bardzo wartościowa... 


Pewien amerykański Żyd odwiedzał Chiny. Spacerował właśnie ulicami Szanghaju, kiedy doleciał go melodyjny zaśpiew hebrajskiej modlitwy. Podążył za tym głosem, aż w końcu znalazł się w pomieszczeniu, w którym kilkunastu typowo wyglądających Chińczyków, w narodowych chińskich strojach, kiwając się, odmawiało szmone esre. Amerykański Żyd był bardzo zdziwiony tym widokiem. Nie posiadając się ze zdumienia, zawołał: - To wy jesteście Żydami? Słysząc te słowa jeden z modlących odwrócił się, pokazał go palcem i powiedział do swoich kolegów: - Patrzcie na tego człowieka, on wcale nie wygląda jak Żyd!

Na jednej z głównych ulic Tel Awiwu czeka na światłach przechodzień. Chce się przedostać na drugą stronę uhcy, ale jest godzina szczytu, a światła oczywiście nie działają. Czeka już długo, lecz żaden samochód nie chce się zatrzymać. Nagle wśród tłumu po drugiej stronie ulicy dostrzega swego znajomego. — Hej ty! — woła do niego składając ręce w trąbkę. — Jak przeszedłeś? — Co?! — Jak się dostałeś na drugą stronę?! — Ja się tu nie dostałem. Ja się tu urodziłem!




Młoda kobieta pyta sąsiadkę z naprzeciwka: — Czy ktoś u was zachorował? — Nie, nikt nie zachorował? A dlaczego pytasz? Bo widziałam, że lekarz wychodzi od ciebie z domu o trzeciej nad ranem. — No i co z tego? Jak od ciebie z domu wychodził w poniedziałek rano żołnierz, to nie pytałam cię, czy wybuchła wojna!


Przed kawiarnią w Tel Awiwie umieszczono z myślą o turystach następujące ogłoszenie: - „Tu mówi się we wszystkich językach: po angielsku, niemiecku, francusku, hiszpańsku, rosyjsku, polsku, włosku itd”. Młody turysta wchodzi do środka i pyta szefa o coś po angielsku. Ten macha rękami na znak, że nic nie rozumie. Chłopiec próbuje więc po francusku, potem po hiszpańsku i rosyjsku. Wreszcie zniecierpliwiony pyta łamaną hebrajszcyzną: — Dlaczego umieścić pan taki napis przed kawiarnia? — Bo to prawda — odpowiada szef — tutaj turyści mówią wszystkimi językami świata...


Pewien biedak szedł ulicą i myślał: — 0, gdybym był bogaty, kupiłbym sobie przede wszystkim kilka ubrań — ciepły płaszcz na zimę, wełniane spodnie, nowe buty zamiast tych porwanych sandałów... Podniósł oczy ku niebu i powiedział: — Boże, wszak Ty wszystko możesz. Nie zechciałbyś uczynić dla mnie małego cudu? Jakże byłbym szczęśliwy, gdybym znalazł teraz 500 szekli. Może nawet 1000. W końcu — co to dla ciebie. Szedł tak dalej z oczyma wzniesionymi do nieba. Nagle pośliznął się na skórce banana, potknął i upadł. Znów spojrzał w niebo i powiedział: Jeśli nie chcesz zrobić cudu, to nie, ale mnie nie przewracaj!


Starsza pani idzie ulicą w Jerozolimie i niesie ufryzowanego pieska. Wchodzi z nim do autobusu. Kierowca pyta ją, czy ma bilet dla psa. — A jeśli kupię bilet dla pieska — pyta kobieta — czy będzie mógł zająć miejsce siedzące jak każdy pasażer? — Oczywiście — mówi kierowca — ale pod warunkiem, że jak każdy pasażer nie będzie kładł nóg na siedzeniu! 


Na lotnisku ląduje samolot pełen emigrantów z Rosji. W grupie wysiadających znajduje się siwy starzec z patriarchalną brodą. Natychmiast podbiega do niego dziennikarz: — Czy może pan odpowiedzieć na kilka pytań? Nalega tak długo, aż wreszcie staruszek kiwa twierdząco głową. — Jaka jest obecnie sytuacja gospodarcza Rosji? — Nie można narzekać... No, a jaka jest w rolnictwie, budownictwie, oświacie? — Nie można narzekać... — A co z antysemityzmem? — Nie można narzekać... — Skoro tak — mówi zaskoczony dziennikarz zdecydował się pan na wyjazd do Izraela? — Bo tu będzie można ponarzekać...

Stary mieszkaniec Tel Awiwu pyta emigranta z Rosji: — Czy wiesz, jak można najszybciej zrobić w tym kraju małą fortunkę? Nie wiem — odpoyiada nowo przybyły zamieniając się  w słuch ... Przyjeżdżając tu z dużą.
Obcy Żyd przyjeżdża do miasteczka. Rozgłasza, że jest akrobatą i że dzisiaj zatańczy na linie rozciągniętej między dachem kościoła, a dachem synagogi. Z góry inkasuje pieniądze za występ — po 10 kopiejek od osoby. Po połudnjuo wyznaczonej godzinie na rynku zbiera się tłum. Lina jest już rozciągnięta, a sztukmistrz stoi na dachu synagogi. Wszyscy wstrzymują oddech, ten zaś zwraca się do publiczności: — Moi kochani bracia Żydzi! Nigdy w życiu jeszcze nie stałem na linie, Nie umiem tańczyć. A teraz decyzja należy do was: jeśli uważacie, że wasze 10 kopiejek jest warte mojego życia, to mogę spróbować...

Mieszkaniec Tel Awiwu wybiera się w podróż do Paryża. Jego sąsiad uważa, że to wspaniały pomysł i tłumaczy mu: — Paryż to wyjątkowe miasto. Kiedy wysiadasz z pociągu, już na dworcu ktoś na ciebie czeka. Wiezie cię do ekskluzywnej restauracji, a potem do luksusowego hotelu. Podczas całego pobytu taka osoba zajmuje się wszystkim: organizuje ci wycieczki, oprowadza po sklepach, kupuje bilety do teatru, a ty za nic nie płacisz. Kiedy wyjeżdżasz, to kupuje prezenty dla ciebie i całej rodziny. — Czy to ci się już zdarzyło? — pyta z niedowierzaniem jego rozmówca. — Mnie nie, ale mojej żonie.


Tuż po wojnie w kraju panuje bieda. Wchodzi klient do sklepu spożywczego i pyta: — Są jajka? — Nie ma. — A może ma pan śledzie? — Nie mam. — A może są jakieś inne ryby? — Nie ma i nie będzie. — No, to co pan ma?! — Astmę.





Wywiad izraelski znany jest ze swej sprawności. Po przegranej przez Arabów wojnie w 1967 roku Nasser wzywa swego najlepszego agenta i powierza mu specjalne zadanie. Ma się udać do Izraela i zbadać na miejscu, jaki jest rzeczywisty potencjał militarny wroga. Agent zaopatruje się w cypryjskie dokumenty i przylatuje do Tel Awiwu, gdzie ma nawiązać kontakt z wysłannikiem z Kairu, który mieszka na ulicy Allenby i nosi fałszywe nazwisko Rabinowicz. Agent przybywa pod wskazany adres. Okazuje się jednak, że w tej samej kamienicy mieszka trzech Rabinowiczów. Nie wiadomo, który jest właściwy. — No cóż — myśli chytrze agent tylko jeden z nich będzie znał umówione hasło. Naciska na pierwszy dzwonek. W drzwiach staje stary Żyd z długą brodą. Bez namysłu wysłannik Nassera podaje hasło: — „Piramidy ciągle olśniewają świat”. Nie okazując najmniejszego zdziwienia staruszek mówi: — Ach, szuka pan szpiega Rabinowicza. To proszę piętro wyżej.


Minister Finansów dyskutuje z generałem Mosze Dayanem. Obydwaj zgadzają się, że sytuacja ekonomiczna i polityczna Izraela jest bardzo zła. — Mam doskonały pomysł! — wykrzykuje nagle Minister. — Jaki? — pyta generał z zainteresowaniem. — Wypowiemy wojnę Stanom Zjednoczonym. Oni nas szybko pokonają, zajmą nasz kraj i przekształcą w amerykańską kolonię. Następnie przyznają pomoc finansową, żeby odbudować Izrael, rozwinąć przemysł, zmodernizować rolnictwo, no i wreszcie zaopatrzyć nas w najnowocześniejszą broń. — No dobrze — odpowiada generał Dayan — ale, co będzie, jeśli wygramy wojnę?
Państwo GoldenbergoWie przyjeżdżają do hotelu na Lazurowym Wybrzeżu, w którym co roku spędzają miesiąc wakacji. Tym razem jednak pozostają tylko jedną noc, po czym pakują bagaże i schodzą na dół. Recepcjonista natychmiast powiadamia o tym dyrektora hotelu. Przybiega dyrektor: — Kochani, drodzy państwo GoldenbergoWie chcą już nas opuścić? Co się stało? Czyżby jakieś uchybienie ze strony obsługi hotelowej? — Panie dyrektorze, zechce pan przygotować rachunek — odpowiada chłodno Goldenberg. — Oczywiście, oczywiście, skoro państwo postanowiliście wyjechać... Ale powiedzcie mi chociaż z jakiego powodu? — Chce pan znać prawdę? — 0, tak, drogi panie Goldenberg. — No dobrze. Powiedziano mi, że jest pan antysemitą. — Ależ kochany panie Gotdenberg! Ja miałbym być antysemitą w pełni sezonu?!






 Mosze spotyka Jankiela, który przechadza się z plikiem gazet pod pachą. — Co czytasz? — pyta rzucając okiem na gazety. Jankiel pokazuje mu plik, a Mosze doznaje szoku, ponieważ są to wyłącznie antysemickie brukowce, Trudno mu ukryć oburzenie. — Zrozum mnie — tłumaczy mu Jankiet. — Kiedy kupuję żydowskie gazety, to we wszystkich czytam, że tu się maltretuje Żydów, tam się ich wiesza, gdzie indziej prześladuje. Krótko mówiąc — rozpacz. Natomiast z tych gazet dowiaduję się, że Żydzi rządzą światem — opanowali Manchattan, położyli łapę na szwajcarskich bankach, dorwali się do władzy w Polsce, kontrolują handel ze Wschodem, przemysł zbrojeniowy też jest w ich rękach... Czy ciebie by to nie podnosiło na duchu?


Pewien Żyd wchodzi do koszernej restauracji w Paryżu. Wita go kelner, Chińczyk, który zwraca się do niego w jidysz: — Dobry wieczór panu, zechce pan zająć miejsce. Oto menu... Klient jest oczarowany. Wkrótce zjawia się właściciel restauracji, Zyd z tradycyjną brodą, by sprawdzić, czy gość został należycie obsłużony. — Doskonale, znakomicie — zapewnia klient — ale przyznaję, że jestem zaskoczony tym, że pański kelner zna tak świetnie jidysz. — Pst — mówi właściciel rozglądając się na boki. — Ten Chińczyk pracuje u nas od niedawna i jest przekonany, że uczy się języka francuskiego.


Na jednej z nowojorskich uliczek ktoś wywiesił szyld: Biuro Porad Różnych. Zainteresowany goj wchodzi do środka. — Chciałbym wiedzieć, jakich to porad pan udzieła? — Różnych. Mam porady za 1 dolara, za 5 dolarów, za 10, a nawet za 100. — No to ja poproszę jedną za 1 dolara. Kiedy się chmurzy, niech pan weźmie parasol wychodząc z domu. — Panie oburza się klient — to każde dziecko wie! — A co pan byś chciał za 1 dolara? — No dobrze. To poproszę radę za 5 dolarów. — Proszę uprzejmie. Za rogiem w sklepie jest sezonowa obniżka. Może pan tam kupić wszystko za pół ceny. — No dobrze. Masz pan stówkę i daj mi jakąś porządną radę. — Panie, załóż pan taki geszeft, jaki ja mam!


Reformowana synagoga w USA liczy już około miliona wiernych. Pewien młody rabin nowego zgromadzenia jeździ zawsze do swej świątyni na rowerze. Zwykle zostawia go na dziedzińcu synagogi i zabiera po modlitwie. Pewnego dnia rower zniknął. Nie było żadnej wątpliwości — ktoś musiał go ukraść. I to na pewno jeden z wiernych. Wezwanie policji nie wchodziło w rachubę. Nie chciano ujawnić, że w stadku znajduje się zbłąkana owieczka. Co robić? Młody rabin udaje się po poradę do wielkiego rabina. Mędrzec pochwała jego dyskrecję i podsuwa pomysł: — Twoja następna nauka będzie poświęcona Dziesięciu Przykazaniom. Kiedy powiesz „nie kradnij!”, popatrz uważnie na wszystkich wiernych. Ten, kto dokonał kradzieży, będzie miał wyrzuty sumienia. Przyzna się do grzechu, odda ci rower, a ty okażesz mu swe miłosierdzie... Młody rabin odchodzi uszczęśliwiony światłą radą. W kilka tygodni później stary rabin spotyka młodego na rowerze. Woła do niego radośnie: — Przyjacielu, poszedłeś za moją radą? — Tak, rebe. — Wyrecytowałeś Dziesięć Przykazań i wszystko potoczyło się, jak przewidziałem? — Niezupełnie, rebe. Właśnie wtedy, gdy doszedłem do „nie códzołóż!”, przypomniałem sobie, gdzie zostawiłem rower.



Rzecz dzieje się w Hiszpanii w czasach, gdy szaleje Święta Inkwizycja. Dwaj Żydzi nie mogąc już dłużej bronić się przed atakami postanawiają się ochrzcić. W tym celu udają się do Katedry i proszą o posłuchanie u Kardynała. Ponieważ jest on akurat nieobecny, postanawiają zaczekać. Mija godzina, a potem dwie. Kończy się popołudnie. Jeden z neofitów zwraca się do swego towarzysza: — Jeśli Kardynał zaraz nie przyjdzie, spóźnimy się na wieczorną modlitwę do synagogi!


Poborca podatkowy wypytuje młodego artystę wystawiającego swoje obrazy na Montparnasse: — Jakie ceny osiągnęły pańskie obrazy? — Od dwóch do trzech milionów franków. — Nie wpisał pan tego do deklaracji podatkowej... — Bo nikt ich nie kupuje, proszę pana.



Bogaty Żyd ze wsi przyjeżdża do miasteczka w brudnym, podartym ubraniu. Spotyka go znajomy — Jak ci nie wstyd chodzić po mieście w takich szmatach? — Dlaczego miałbym się wstydzić? Przecież nikt mnie tutaj nie zna. Kilka tygodni później ten sam znajomy przyjeżdża na wieś i znów widzi bogacza w zniszczonym roboczym ubraniu. — Jesteś tak samo niechlujnie ubrany — mówi do niego zdziwiony — jak niedawno, gdy byłeś w mieście... — No, a czemu mam nie być. Przecież tu mnie wszyscy znają.

Naprzeciwko Wielkiej Synagogi w Nowym Yorku zbudowano restaurację McDonald”s. Pewnego dnia szames widzi, że z knajpy wychodzi grubas z cygarem w zębach i zmierza w stronę synagogi. Chce się widzieć z rabinem w ważnej sprawie. Szames, ciekawski z natury, stoi pod drzwiami i podsłuchuje. Dolatuje go strzęp rozmowy Grubas: — Dam 100 000 dolarów na synagogę. Rabin: — Nie mogę przyjąć. Grubas: — 200 000 dolarów Rabin: — To wykluczone. Grubas: — 500 000. Rabin: — Nie i jeszcze raz nie. Grubas wychodzi trzaskając drzwiami. Szames biegnie do rabina: — Rebe, co robisz?! Odmawiasz takiej sumy pieniędzy na synagogę? — A wiesz przynajmniej, czego chciał w zamian? — odparł rabin. — Nie, nie dosłyszałem. — Chciał, żeby w czasie modlitw z wyjątkiem dni świątecznych wierni zamiast tradycyjnego „Amen” mówili „McDonald”.
Pobożny Żyd przyjeżdża do Warszawy i pyta przechodnia na ulicy: — Szukam złotnika Rosenzweiga z ulicy Białostockiej. Czy mógłby mi pan powiedzieć, jak się tam mogę dostać? Na to przechodzień: — Jak to Rosenzweiga? Złotnik Rosenzweig nie mieszka u nas, lecz w Odessie. U nas jest tylko złotnik Rosenbaum. On jednak nie mieszka na Białostockiej. Słuchaj pan, wsiadasz pan do tramwaju numer 10 i jedziesz do ostatniego przystanku, wysiadasz i idziesz prosto na północ, aż do grecko-katolickiego kościoła z cebulastymi wieżami. Tam skręcasz w lewo i idziesz prosto jeszcze ze dwadzieścia minut, aż dochodzisz do małej ślepej uliczki bez nazwy. Tam w trzecim domu po lewej mieszka ślepy wikliniarz. Obok niego Rosenbaum nie mieszka, tylko piętro wyżej, obok kulawego krawca, on tam dwa lata temu wynajmował pokój, ale czy tam dziś jeszcze mieszka, to tego nie wiem.

Sierżant wygłasza teoretyczny wykład dla swoich żołnierzy, a następnego dnia ich przepytuje: — Rekrut Rosenbaum, dlaczego żołnierz powinien oddać z radością życie za cesarza i ojczyznę? — No właśnie, panie sierżancie, dlaczego?



Icek pyta Morycka: — Dlaczego Żydzi nazywają jidysz mame-loszn (językiem matki)? — Bo nie wiem jak twoja, ale moja matka nigdy nie daje tacie dojść do słowa.



 
Zobacz! Tu jest napisane, że woda wrze w temperaturze 100 stopni Celsjusza. — Wielkie nieba, a skąd ona wie, kiedy jest 100 stopni?



Jak można rozpoznać, czy ma się w kurniku gęś, czy gąsiora? — To proste. Trzeba pokruszyć chleb i rozrzucić. Jeśli on przybiegnie, to znaczy, że to gąsior, jeśli ona, to gęś.




Co jest najcięższe do noszenia?                                                                  Pusty portfel.

Dlaczego pies macha ogonem? — To proste: bo jest silniejszy. Gdyby było odwrotnie, to ogon machałby psem.

Pewnego Żyda wezwano do sądu jako świadka. Ku jego wściekłości sędzia zwraca się do niego bez przerwy „panie rzeźniku”. W pewnym momencie świadek me wytrzymuje: — Pozwoli pan, panie sędzio. Jestem nie tylko rzeźnikiem. Dla mojego kahału jestem przede wszystkim kantorem, dla dzieci mełamedem. A rzeźnikiem tylko dla bydła.


Iwan postanowił się upić iw tym celu udaje się do wiejskiego Żyda, żeby pożyczyć od niego rubla. Ustalają warunki: Iwan spłaci dług na wiosnę. Jako zastaw zostawi siekierę, a jako procent zapłaci dodatkowego rubla. Iwan oddala się z pożyczonym rublem, a Żyd za nim woła: — Iwan, coś mi przyszło do głowy. Przecież nawet na wiosnę nie będzie ci łatwo zebrać dwa ruble, żeby mi oddać. Czy nie będzie lepiej, jeśli już teraz oddasz mi połowę? Iwan daje się od razu przekonać i oddaje jednego rubla. Idzie kawałek dalej, wzdycha i mówi do siebie: — Jak to jest? — Rubla nie mam, siekiery nie mam, jednego rubla jestem jeszcze winien, a do tego Zyd ma rację!



Szef załatwia interesy w mieście. Przypadkiem zauważa, że jego buchalter siedzi u fryzjera. Wpada rozzłoszczony do salonu i woła od drzwi: — Jak to? W godzinach pracy przychodzi pan sobie podcinać włosy? — Tak — odpowiada spokojnie buchalter. — Przecież urosły mi podczas pracy.


Właściciel warszawskiego sklepu z eleganckimi ubraniami położonego przy głównej ulicy powiadał: — Ludziom z naszej branży źle się powodzi. Wprawdzie stać nas na to, żeby z naszego interesu żyć luksusowo, żeby synom opłacić studia, córki dobrze wydać za mąż, żony wysyłać cztery razy w roku do wód, ale żeby wykupić chociaż jeden weksel — na to nigdy nas nie stać.




 Ile kosztują te spodnie? — pyta klient właściciela sklepu. — W naszym sklepie mamy stałe ceny. Dlatego nie powiem panu 20 rubli, ani 18, ani 16. Ale za mniej niż 15 rubli na pewno ich nie sprzedam. Na to klient: — A ja panu nie powiem ani 5, ani 7, ani 9 rubli. Ale za więcej niż 10 to na pewno ich od pana nie kupię. Właściciel sklepu do subiekta: — Chaimek, zapakuj panu te spodnie.



Mój kasjer, który zwiał z moją córką i z całą kasą zaczyna już tego żałować. — A co? Oddał ci pieniądze? — Nie, ale córkę już odesłał.

Kupiec nakazał swojej żonie, aby oświetlała cały dom, gdy interesy idą źle, a gdy im się lepiej powodzi, to żeby zapalała tylko małą świeczkę. — Kiedy mi się źle powodzi, to inni też będą źli. A będą źli wówczas, gdy będą myśleli, że idzie mi dobrze. Dlatego w złe dni mamy świąteczne oświetlenie. — Zaś kiedy mi się dobrze powodzi, wtedy innym też daję małą radość — cieszą się, bo widzą nędzne oświetlenie i myślą, że idzie mi tak źle, że została mi już tylko jedna mała świeczka.

Stary Silberstein zebrał synów i naucza ich mądrości życiowej: — Pamiętajcie, że jeśli kiedyś zbankrutujecie i będziecie chcieli znów stanąć na nogi, to trzeba to zrobić po cichu i w żadnym przypadku nie wolno robić z tego afery. Dam wam przykład: Jeśli Zydówce ukradziono kurę, a Zydówka jest mądra, to w zamian za to ukradnie kurę swojej sąsiadce. Jeśli sąsiadka też ma dość oleju w głowie, to ukradnie kurę innej sąsiadce. W końcu oczywiście jednej z Zydówek będzie brakowało kury, ale nie tej pierwszej. Jeśli jednak Żydówka jest głupia i zaczyna w głos lamentować, to wszystkie inne zbiegną się, żeby jej współczuć, ale kurę straci tylko ona.



Dwaj znajomi ojcowie spotykają się na przystanku. Rozmowa schodzi na temat dzieci. — Kiedy dostaję list od mojego syna — mówi pierwszy z nich — natychmiast muszę sięgać po słownik wyrazów obcych. — A ja, gdy przychodzi list od mojego syna, natychmiast sięgam po książeczkę czekową.





Dziadku, dlaczego bogaci ludzie myślą tylko o sobie? Dziadek zaprowadził wnuczkę do okna i pyta: — Co widzisz? — Łudzi na ulicy. — Dobrze, a teraz chodź do lustra. Co widzisz? — Siebie. — I szyba i lustro są zrobione ze szkła. Kiedy patrzysz przez czyste szkło, to widzisz innych ludzi, ale jeśli je pokryjesz odrobiną srebra, to widzisz tylko siebie. Tak jest ze wszystkimi ludźmi, którzy mają trochę srebra...


Mały Mosiek widzi przez okno, jak listonosz taszczy ciężką torbę. — Co pan tam niesie? — woła. — Listy. — Jak pan ma tak dużo listów, to czemu pan ich nie wyśle pocztą?

Żona Jankiela budzi się w nocy i trąca go w bok: — Jankielu, niedobrze mi... — Śpij, śpij. Komu dzisiaj dobrze?


Jankiel mówi do swego znajomego: — Mój nowy wspólnik jest trochę dziwny. Chciałby mieć wszystko, co zobaczy... Powinienem mu przedstawić moją najstarszą córkę.

Mój wspólnik, którego wziąłem do interesów, gdy jeszcze był żebrakiem, nabrał mnie na sto tysięcy guldenów, a teraz siedzi w Ameryce i prowadzi własny interes za moje pieniądze. Łajdak, złodziej... — Co pan mówi? O człowieku, który posiada sto tysięcy guldenów, nie można mieć takiego złego zdania... — Nie mogę dziś zapłacić za ten towar. Przysięgam, że zapłacę za miesiąc. Niech pan będzie cierpliwy. Przecież miesiąc, to tylko 30 dni. — Tak 30 dni to niedługo, może mógłbym to wytrzymać. Ale 30 nocy?!


W Tel Awiwie wybudowano nową salę koncertową. Pewnego dnia słynny dyrygent z Nowego Yorku prowadzi koncert muzyki symfonicznej. Prezydent Izraela Icchak Ben-Cwi z małżonką zasiadają w loży honorowej wraz z Polą i Dawidem Ben-Gurionem. Po paru minutach Pola zwraca się do swego mężą i szepcze: Dawid... Dawid Icchak zasnął. Na to Ben-Gurion: — I tylko po to mnie budzisz?


Syjonizm to wspaniała idea — mówi jeden z nowojorskich adwokatów. Osobiście pragnąłbym, gdy tylko powstanie państwo Izrael, zostać konsulem w Nowym Yorku.

Urzędnik do składającego papiery na wyjazd Finkelsztajna:
- I po co wam wyjeżdżać, nie znacie przysłowia, że dobrze tam, gdzie nas nie ma?
- Znam i własnie chcę jechać tam, gdzie was nie ma...

W czasie pogrzebu miejscowego bogacza tłum ludzi znalazł się na cmentarzu.
W tłumie, przy samym grobie, stał ubogo odziany człowiek i zalewał się łzami.
Sąsiad zapytuje go:
- Czy pan jest bliskim krewnym zmarłego?
- Nie, w ogóle nie jestem krewnym.
- To dlaczego pan płacze?
- Właśnie dlatego.



W czasie spotkania Albert Einstein mówi do Chanie Chaplina: — To, co podziwiam najbardziej w pańskiej sztuce, to jej internacjonalizm. Cały świat pana rozumie... — To prawda odpowiada Chaplin. — Ale pańska sława jest niedościgniona. Cały świat pana podziwia, chociaż nikt nie rozumie... Folklorysta Drojanow powiedział kiedyś do Chaima Bialika: — Znałem wspaniałą historię, którą chciałem ci opowiedzieć, ale już ją zapomniałem. — 0, jeśli chodzi o zapomniane historie, to ja znałem jeszcze lepszą — odpowiada Bialik.


Niektóre kobiety są jak lekarze: biorą pieniądze i przyprawiają człowieka o chorobę...

Za zasługi dla partii Rubinstein wyjechał na wycieczkę do krajów socjalistycznych.
Stamtąd wysyła pocztówki do kolegów z pracy:
"Pozdrowienia z wolnej Bułgarii. Rubinstein"
"Pozdrowienia z wolnej Rumunii. Rubinstein"
"Pozdrowienia z wolnych Węgier. Rubinstein"
"Pozdrowienia z Austrii. Wolny Rubinstein"
 




Sara, będziemy mieszkali w drogim mieszkaniu, tak, jak chciałas...
- Oj, kochanie, jak ja się cieszę. Kupujemy nowe mieszkanie?
- Nie, podwyższyli nam czynsz...




Kupiec Kazdhan zaczął rozmawiać sam ze sobą. Rodzina, uważając to za nienormalny
objaw, wzywa psychiatrę.
Kupiec nie posiada się z gniewu:
- Panie doktorze! Po raz pierwszy w życiu rozmawiałem z rozsądnym człowiekiem,
a oni mi chcą wmówić, że zwariowałem!
"Jedynym dowodem na to, że istnieje jakaś pozaziemska inteligencja
jest to, ze się z nami nie kontaktują."

Przychodzi Icek do Abrama, wchodzi do domu, patrzy, a tu Abram ogląda porno. Cała "akcja" opiera się na tym, że na filmie ukazana jest prostytutka i jej klient. Icek patrzy z niesmakiem, ale zauważa, że "dzieło" odtwarzane jest od tyłu. W końcu mówi:
- Aj waj! Icek! Ty pornos oglądasz!
- Oglądam Abram, oglądam...
- No ale Icek! To leci od tyłu, ciebie to podnieca bardziej, czy co?!
- Tak, bo widzisz tam na końcu będzie taka piękna scena, mówię ci - cymes!
- Bój się ty Boga! Icek! Jaka scena?
- Piękna. Ona jemu pieniądz oddaje!


Oficer po porywającym wykładzie zwraca się do rekruta Gecla:
- Co powinien odczuwać żołnierz w czasie bitwy na widok powiewającego
sztandaru?
- On powinien odczuwać wiatr, herr lejtnant...

— Mojemu kuzynowi z Monachium powodzi się bardzo źle. Gdyby biedaczek nie miał zwyczju pościć dwa razy w tygodniu przez Cały dzień, to dawno już umarłby z głodu.

Rabin wywiesił przed synagogą napis:
"Modlitwa bez nakrycia głowy jest takim samym grzechem jak cudzołóstwo".
W grupie przyglądających się wywieszce pobożnych Żydów staje Mojżeszowicz:
      - Oj waj, próbowałem i jednego i drugiego. Mówię wam - kooooolosalna różnica.

 Rosyjski oficer otwiera w pociągu drzwi do przedziału, w którym siedzi kilku Żydów. Mówi z pogardą tak, aby wszyscy go słyszeli: — Dałbym tysiąc rubli, żeby znaleźć miejsce, w którym nie ma ani jednego Żyda. — Znam takie miejsce — odpowiada ktoś z przedziału — to wasz cmentarz.

Żyd w carskiej Rosji trafia na front jako nowo zarekrutowany żołnierz. Wchodzi do okopu i pyta: — Przepraszam panów, którędy się tu idzie do niewoli?

 Jak się robi precle? — Nąjpierw robi się dziurę, a potem oblepia się ją dokładnie ciastem.

W małym miasteczku na Podołu podróżnemu zepsuł się samochód. Próbuje go uruchomić, ale bezskutecznie. Trzeba wezwać kogoś do pomocy. Odnajduje więc miejscowego majsterklepkę, który zjawia się z młotkiem. Podnosi klapę, rzuca krótkie spojrzenie na silnik i raz uderza lekko młotkiem w jedno, jedyne miejsce. Samochód rusza. Podróżny nie posiada się z radości, ale rzednie mu mina, gdy majster wystawia mu rachunek za naprawę: 20 złotych. — Za co tyle pieniędzy? Proszę mi wystawić szczegółowy rachu nek. Majster wypisuje rachunek i przedstawia klientowi: uderzyłem młotkiem 1 złoty wiedziałem gdzie 19 złotych razem 20 złotych


Kupiec Tulpenrat: — Proszę o bilet do Hamburga. — Jedzie pan przez Uelzen, czy przez Stendal? — Nie, przez rnoją teściową. 

Rozmowa w pociągu: — Dokąd pan jedzie? — Z Warszawy do Kowna. — Co pan mówi! Patrz pan, do czego już ta technika doszła! Pan jedzie z Warszawy do Kowna, ja jadę z Kowna do Warszawy i obydwaj siedzimy w tym samym pociągu, chociaż każdy z nas jedzie w innym kierunku.

Icek wbiega zdyszany na dworzec, lecz pociąg ucieka mu sprzed nosa: — A to dopiero antysemita! — mruczy rozgryczony.

Bałaguła skarży się na swoją szkapę: — Niech ją diabli porwą. Niby jest ślepa jak Samson, ale każdą najmniejszą dziurę w drodze to jak na złość znajduje i wykręca sobie nogę.

Rozmowa w pociągu: Pan jest ze Złotoryi? Ja też tam kiedyś mieszkłem. Co za okropne miasto! Nie ma tam ani jednego przyzwoitego człowieka. — Co za bzdura. Mogę panu jednym tchem wyliczyć ich tuzin! — No, proszę... — A więc jest... to znaczy... albo na przykład... A czy muszą być koniecznie ze Złotoryi?


Pewien bogacz zachorował i hojnie rozdziela jałmużny. — Odkąd zmogło go cierpienie, nie jest już tym samym skąpcem — zauważa jeden z żebraków. — A czy on rozdaje własne pieniądze? — mówi inny. — Przecież to są pieniądze jego spadkobierców.


Żebrak mówi do swojego kolegi po fachu: — Ojej! Na śmierć zapomniałem pójść dzisiaj do Rotszylda. On zawsze mi daje guldena. Na to drugi: — No trudno. Daruj mu tego guldena. — Dlaczego to ja mam mu cokolwiek darować?


Bogacz z małego miasteczka jest analfabetą, a listy pisze za niego biedny mełamed, któremu ten nic nie płaci za usługi. Przyjaciel mełameda nie może tego zrozumieć: — Ty głupcze! Czemu piszesz mu listy skoro on ci nie płaci? — A czy ty myślisz, że gdybym mu nie pisał, to płaciłby mi więcej ?

 Odkąd zaczęło mi się lepiej powodzić, goście pchają się do mnie drzwiami i oknami. Dłużej już tego nie wytrzymam. — Jest na to bardzo prosty sposób: poproś bogatszych o trochs pieniędzy, a biedniejszym udziel małej pożyczki — wtedy na pewne ani jednych, ani drugich już więcej nie zobaczysz.


 Proszę o wsparcie, chociaż kilka rubli. Pochodzę z tej samej miejscowości co pan. — To niemożliwe. — Jak to niemożliwe? — Gdybyś pochodził z tej samej miejscowości co ja, to wiedziałbyś, że ja nigdy nic nikomu nie dałem.


W bożnicy jakiś cadyk głośno zawodzi w czasie modlitwy i podnosi głos coraz wyżej. Stojący obok chasyd nie mogąc się skupić mówi do cadyka:
      - Słuchaj, nie wrzeszcz tak na Boga! Po dobroci wskórasz więcej...

Żyd przychodzi do bogacza Mandelsztama po radę. Udało mu się zarobić 20 tysięcy rubli, ale nie ma pojęcia o interesach. Chciałby wiedzieć, w jaki geszeft warto włożyć te pieniądze. — Wszystko zależy od tego — mówi Mandelsztam — co wolałbyś z tego mieć: dobrze jeść czy spokojnie spać?



 Pracownik biega po biurze tam i z powrotem i woła: — Ach, ten ból głowy! Już tego nie wytrzymam. Tracę powoli rozum! Na to szef: — Panie Silberman, jeśli jest pan chory, to proszę iść do domu. Ale nie biegaj pan tu w kółko i nie chwal się, że masz jakiś rozum.


Przedstawiciele kanału przychodzą do miejscowego bogacza z prośbą o datek na budowę nowego płotu wokół cmentarza. — Szkoda na to nawet jednej kopiejki — odpowiada bogacz. — Po co stawiać płot wokół cmentarza? Martwi i tak stamtąd nie uciekną, a żywi tam się nie pchają.


Żebrak przechodzi obok pałacu Rotszylda i widzi kamerdynera, który właśnie wychodzi na spacer z synem barona w wózeczku. Żebrak zamyśla się głęboko i wzdycha: — Aj waj! Taki maleńki, a już Rotszyld.

Milioner Mandelkern udziela wywiadu. Dziennikarz pyta o szczegóły trudnej drogi życiowej, która doprowadziła go w końcu do takiej fortuny. — Zacząłem od niczego — odpowiada bogacz. — Jako dziecko włóczyłem się po ulicach i żyłem z tego, co mi ludzie dawali. Aż raz znalazłem 2 grosze i kupiłem za nie torebkę orzeszków. Sprzedałem ją za 4 grosze i kupiłem dwie torebki orzeszków. Gdy je sprzedałem, kupiłem cztery torebki, które również sprzedałem. Po kilku tygodniach udało mi się uzbierać całe dwa złote i wówczas kupiłem za nie szczotkę i pastę do butów. Zostałem w ten sposób pucybutem. Trwało to kilka miesięcy i wiodło mi się coraz lepiej. Kiedy uzbierałem 15 złotych, kupiłem sobie nowe ubranie i zostałem tragarzem. I wtedy właśnie umarła moja ciotka z Nowego Jorku i zostawiła mi w spadku 500 tysięcy dolarów.

Gdybyś był taki bogaty jak Rotszyld, to co zrobiłbyś z pieniędzmi? — To głupie pytanie, to w ogóle nie jest pytanie. Ty mi lepiej powiedz, co by zrobił Rotszyld, gdyby był takim żebrakiem jak ja.




Sprzedawca orzeszków ziemnych rozkłada swój stragan przed bankiem Rotszylda. Pewnego dnia zjawia się jego znajomy i prosi o pożyczkę. Sprzedawca orzeszków robi smutną minę i odpowiada: — Gdybyś przyszedł tydzień temu, to byłoby możliwe, ale teraz już nie. Zawarłem umowę z Rotszyldem: on się zobowiązał, że nie będzie sprzedawał orzeszków, a ja, że nie będę pożyczał pieniędzy.



Baron Rotszyld zwraca się do swego kasjera: — Panie Silberman, to naprawdę nie uchodzi. Przychodzi pan do pracy na dziesiątą i jeszcze się pan spóźnia. Popatrz pan na mnie —ja jestem przecież szefem, a przychodzę zawsze punktualnie o ósmej. — Panie Rotszyld — odpowiada kasjer — dla pana to nic trudnego przyjść o ósmej, od tego jest pan baronem Rotszyldem, ale dla mnie nawet godzina dziesiąta to o wiele za wcześnie, bo ja jestem tylko pańskim kasjerem.



Dwaj biedni bracia byli regularnie wspomagani przez Rotszylda. Otrzymywali od niego po 200 dolarów każdego miesiąca. Jeden z nich umarł. Drugi zjawił się w dniu wypłaty u barona z czarną opaską na ramieniu. Baron składa mu kondolencje, po czym wyciąga dwa banknoty po 100 dolarów. Biedak je bierze, ale najwidoczniej nie ma zamiaru wyjść. Baron jest zdziwiony. — A gdzie część mojego brata? — pyta biedak. — Przecież powiedział mi pan przed chwilą, że on nie żyje... — I dlatego chce pan zagrabić jego majątek?!


Pewnego dnia baron Rotszyld wraca do domu taksówką. Licznik pokazuje 40 dolarów. Baron płaci 50. Ale taksówkarz ma niezadowoloną minę: — Z przeproszeniem, panie baronie, gdy odwożę pańskiego syna, zwykle jest on bardziej hojny... — On może sobie na to pozwolić, ponieważ ma bogatego ojca.

 Spotykają się dwaj znajomi sklepikarze. — Jak ci idzie geszeft? — Oj, bardzo źle. Dzień po dniu dopłacam do tego interesu. — To dlaczego go nie sprzedasz? — No, a z czego będę żył?

Do bogatego Żyda przychodzi zawsze przed szabasem stary chazan i pożycza 100 rubli. Bogacz nie robi ceregieli i daje mu pieniądze, ponieważ starzec przychodzi do niego co tydzień i zawsze odnosi pieniądze w terminie. Pewnego razu ciekawość zwyciężaj więc pyta go: — Panie, ja zawsze panu chętnie pożyczam 100 rubli, bo zawsze zwracasz je nazajutrz. Ale powiedz mi pan, po co panu te pieniądze, skoro ich nawet nie wydajesz, bo przecież oddajesz ten sam banknot. — To prawda. Nie wydaję, bo później nie miałbym z czego oddać. Ale jak ja tu w kieszeni czuję 100 rubli, to, panie — jak ja wtedy śpiewam!



Dwaj Żydzi siedzą w kawiarni i patrzą na przechodniów. — Ty widzisz z kim Moryc idzie? — Dlaczego ja nie mam widzieć? — To bardzo fajna kobieta. On z nią żyje. — Żyje, żyje. Zaraz takie brzydkie słowo. On raz sobie żyjnął i od razu cała Warszawa: żyje, żyje... Na drugi dzień znów się spotykają: — Wiesz, że żona Szlojme zdradza go z Lejzorkiem? — Co ty znowu opowiadasz? — Widziano ich razem w lesie. — Aj waj, trzy drzewka i zaraz wielki las! Trzeciego dnia gadatliwy przyjaciel w ogóle się nie odzywa. — No co jest? Co tak siedzisz? Po długim wahaniu przyjaciel chrząka dwa razy i komunikuje: — Mówią, że śpię z twoją Salcią. — Bogu dzięki! Już myślałem, że ci głos odebrało!



— Umarł stary Eierweiss, idziesz na jego pogrzeb? - Chyba nie. Dlaczego miałbym iść na jego pogrzeb, a czy on pójdzie na mój?


Żyd z Mazepówki odwiedza syna w Warszawie. Syn oprowadza go po mieście i pokazuje mu wszystkie miejskie atrakcje. W pewnej chwili staruszek przystaje na środku ulicy i zaczyna się drapać. — Tato — mówi zażenowany syn — tak się nie robi. Na to możesz sobie pozwolić w Mazepówce. — Chcesz powiedzieć, że za każdym razem, jak mnie swędzi, mam lecieć do Mazepówki?!

 Pewien Żyd pyta karczmarza: — Świetna jest ta twoja nalewka ziołowa. Ale jak ty to robisz? — To bardzo proste: biorę zwykłą żytnią wódkę, dodaję ziół i odstawiam na całe osiem dni, żeby naciągnęła. — Nie o to pytam. Chciałem wiedzieć jak ty to robisz, że przez te osiem dni jej nie wypijasz?


W karczmie gospodarz zwraca się do gościa: — Panie Fenerstein, pan rozmawiał z rybą na talerzu? — Tak, pytałem ją o mojego przyjaciela, który miesiąc temu odpłynął do Anglii. — I co? Odpowiedziała? — Powiedziała, że nic o nim nie wie, bo jest taka malutka, iż miesiąc temu jeszcze nie było jej na świecie.



Klient przychodzi z reklamacją do zegarmistrza: Panie, mój zegarek przestał chodzić, a gwarantował pan, że po naprawie będzie mi chodził do końca życia! — Niech pan tak nie krzyczy. To nie moja wina, że miesiąc temu wyglądał pan jak trup. Powinien pan Bogu dziękować, że się panu polepszyło.


Chaim — mówi uradowany znajomy — przyszedłeś dzisiaj do synagogi i modliłeś się tak żarliwie, a przecież mówiłeś, że nie wierzysz w Boga. — To prawda, ale skąd mogę wiedzieć, czy ja mam rację?

 Żyd czeka codziennie na dwie rzeczy: na pocztę i na Mesjasza.

Żyd się modli: - Panie, pozwól mi wygrać dużo pieniędzy na loterii, a przysięgam, że połowę oddam na biednych. Niestety nic nie wygrywa. Idzie do kościoła, zapala świeczkę i ponawia swoją prośbę obiecując, że połowę odda na kościół. Następnego dnia wygrywa sto złotych. Przyznaję, że chrześcijański Bóg pomógł mi bardziej niż nasz - myśli sobie — ale nasz jest sprytniejszy, bo wiedział, że nie oddam łych pieniędzy!


Dwaj Żydzi siedzą w łodzi ratunkowej. Wokół jak okiem sięgnąć nie widać ani lądu, ani żadnego statku. — Dobry Boże — modli się jeden z nich — jeśli nas uratujesz, oddam połowę mego majątku na cele dobroczynne. Płyną dalej, nic się nie dzieje. Zapada noc, a pomocy nie widać. — Panie, jeśli nam pomożesz, to oddam dwie trzecie swego majątku — modli się znowu. Rano sytuacja nadal jest beznadziejna. — Boże — zaczyna znowu Żyd — jeśli wyciągniesz nas z tej opresji... — Zaczekaj — woła drugi — widzę ląd na horyzoncie!



W ostatni dzień Święta Kuczek modlono się o deszcz. Ledwie prowadzący modlitwę wymówił ostatnie słowa, a z nieba lunęło jak z cebra. — Widzicie — powiedział do znajomych — moja modlitwa o deszcz została wysłuchana w ciągu jednej sekundy. — Też mi cud — odpowiedział ktoś — przez takich jak ty już raz był Potop.


Dwaj studenci jesziwy idą razem przez miasto. Pada śnieg. Jeden z nich wypowiada rozmarzonym głosem swoje życzenie: Jakże bym chciał, żeby każdy płatek śniegu był złotym guldenem. Boże, jaki byłbym wówczas bogaty i szczęśliwy. A ile dałbyś mi z tych pieniędzy? — pyta kolega. Tobie? Ani grosza. Pfuj, tego bym się nigdy po tobie nie spodziewał. Jak to? Dlaczego miałbym ci dawać moje pieniądze? A ty nie możesz wypowiedzieć sobie jakiegoś życzenia?

Dziadek patrzy, jak jego wnuk odrabia lekcje i mówi: — Całe życie zachwycało mnie to, że mańkuci tak pięknie piszą. — Ależ dziadku — protestuje wnuk — ja wcale nie jestem ńkutem. — No właśnie.


"Kiedy opadną człowieka zmartwienia, najmądrzej zrobi, jeśli położy się spać."

"Cudze kłopoty nie przeszkadzają spać."

— Dlaczego ludzie zatrudniają mełameda tylko na sześć miesięcy? — To proste: albo jest on uczciwy i po pół roku traci nerwy przy dzieciach, więc trzeba go zastąpić innym, albo pozostaje zdrowy, co dowodzi, że nie przykładał się zbytnio do pracy i wtedy również trzeba poszukać nowego nauczyciela.

Do cadyka przybiega zapłakany chasyd: Rabin, ratuj! Moja żona jest ciężko chora. Cadyk zamyka się na pół godziny w sąsiednim pokoju. Po czym wychodzi i oznajmia: — Nie masz się czego obawiać. Twojej żonie już nic nie grozi. Właśnie biłem się z aniołem śmierci i wydarłem mu miecz z rąk. Chasyd uradowany z tego cudu dziękuje i biegnie do domu. Nazajutrz znów się zjawia u cadyka: Rabin — mówi rozżalony — moja żona umarła. — Ach co za bestia z tego anioła śmierci — odpowiada cadyk — musiał ją udusić gołymi rękami.










"Z klamstwem mozna zajsc daleko, lecz bez nadziei na powrot"

"Będziesz za słodki - połkną cię, będziesz za gorzki - wyplują."

"Dziurawy worek nigdy nie jest ciężki."

"Poproś wroga o radę - i zrób coś wprost przeciwnego!"

"Podczas rozmowy najważniejsze jest to, co się przemilcza."

"Gniew najgorszym jest doradcą."

" Ludzie, zauważyłem, lubią takie myśli, które nie zmuszają do myślenia."
 
— Jaka jest różnica między bogatym i biednym? — Tylko biedny myśli, że za pieniądze można wszystko dostać. Bogaty wie, że tak nie jest.


— Dlaczego uczeni ludzie kłaniają się bogatym, a nigdy odwrotnie? — Bo uczeni znają wartość pieniądza, a bogaci nie znają wartości wiedzy.


— Która wojna kosztowała życie jednej czwartej ludzkości? — Wojna między Kainem i Ablem.


— Dlaczego Żydzi mają  długie nosy? — Ponieważ Mojżesz wodził ich za nosy po pustyni przez czterdzieści lat.

Dlaczego — pyta Żyda pewiem goj — Żydzi odpowiadają zawsze na pytanie pytaniem? — A dlaczego nie?

Rosenbaum pyta lekarza:
- Panie doktorze, co mam robić, mam problemy seksualne?
- A kiedy ostatnio miał pan stosunek?
- Nie pamiętam, muszę zapytać żonę. Czy mogę skorzystać z telefonu?
- Naturalnie.
- Halo? Sara, kiedy ostatnio kochaliśmy się?
Sara (po chwili przerwy):
- A kto mówi...?



 Do Goldberga czytającego na ulicy "Nasz Dziennik" podchodzi Silberstein i mówi z niesmakiem:
- Izaak! Dziwię się, że czytasz tę szmatę!?!
Na co Golberg:
- Bo jak czytam "Gazetę Wyborczą", to tylko: tu pogrom, tam antysemityzm, tu zbezcześcili synagogę...
A jak czytam "Nasz Dziennik" - to od razu: Żydzi opanowali banki! Żydzi rządzą na rynku budowlanym! Żydzi rządzą światem! Aż przyjemnie się to czyta! 



Stoi żydowski rolnik na polu i wpatruje się w dal. Podchodzi do niego ksiądz i zagaduje:
- Na co tak patrzycie?
- A, wypatruję, gdzie to dobrze żyć.
- Jak mówią "wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma" - chciał zażartować ksiądz.
- A dlatego i patrzę, gdzie was nie ma...
 Andrus z Krakowa zaczepia ziewającego Żyda:
- Panie kupiec, tylko pan mnie nie połknij!
- Nie bój się! - uspokaja go zaczepiony - My, Żydzi, nie jadamy wieprzowiny.
 Zalcman wraca o drugiej w nocy. Drzwi domu są zaryglowane i żona nie chce go wpuścić.
– Salciu, ja przyniosłem wino i pieczeń z gęsi.
Małżonka otwiera:
– Gdzie one są?
– W moim brzuchu.
 Chaim leży w szpitalu epidemicznym. Stan pacjenta jest prawie beznadziejny. Nagle chory prosi o przyprowadzenie księdza. Prośba lotem błyskawicy obiega cały szpital. Nie może być inaczej: Żyd w obliczu śmierci chce się ochrzcić!
Po chwili zjawia się dyrektor w towarzystwie pielęgniarek i kapelana, do którego Chaim zwraca się cichym głosem:
- Proszę, aby ksiądz wziął papier i pióro, chciałbym podyktować swoją ostatnią wolę.
Kapelan posłusznie siada przy stoliku, a pacjent dyktuje:
- Na synagogę przy Tłomackiem przeznaczam dwadzieścia tysięcy złotych…
Dyrektor nie wytrzymuje nerwowo:
- Panie Chaim, jeśli przeznaczy pan taką kupę pieniędzy na rzecz synagogi, to dlaczego wezwał pan księdza, a nie rabina?!
- Chory uśmiecha się:
- Panie dyrektorze, bądź pan mądry! Rabina – do szpitala chorób zakaźnych?!


Znany publicysta i satyryk Adolf Neuwert-Nowaczyński podczas bankietu literackiego wzniósł następujący toast na cześć Juliana Tuwima:
- Koledzy! Nie ma literatury polskiej bez Adama Mickiewicza, nie ma Adama Mickiewicza bez Pana Tadeusza, nie ma Pana Tadeusza bez Jankiela… Niech żyje Tuwim!
Tuwim odpowiedział:
- Koledzy! Nie ma literatury polskiej bez Adama Mickiewicza, nie ma Adama Mickiewicza bez Pana Tadeusza, nie ma Pana Tadeusza bez Jankiela, nie ma Jankiela bez cymbałów… Niech żyje Nowaczyński!



Do rabina przychodzi Rosenduft:
- Rebe, powiedz mi, ty wszystko wiesz, ja znalazłem w gojowskiej gazecie takie trudne słowo: alternatywa. Co to ma być?
Rebe głaszcze się po brodzie.
- Wyobraź sobie Chaim, że masz dwa jajka, z tych jajek wykluwa ci się kogucik i kurka. Po pewnym czasie, kurka znosi następne dwa jajka, z których znowu wykluwa się kogucik i kurka. I tak po roku, masz już całe podwórko kurek i kogucików. No i wtedy przychodzi wielka powódź i zalewa ci całe gospodarstwo.
- No dobrze, rebe, ale gdzie ta alternatywa?
- Kaczki…




Josek i Moniek wracają z wycieczki do Izraela. Na polskiej granicy celnik pyta ich, czy mają coś do oclenia.
- Nie mamy, panie celniku - odpowiadają.
- Proszę otworzyć walizki
Z każdej walizki celnik wyjmuje pięć butelek oryginalnie zalakowanych, z pięciogwiazdkowymi etykietami.
- Panowie, a co to? - pyta.
- To woda z cudownego, świętego źródła w Jerozolimie, panie celnik.
- Przecież butelki mają oryginalne opieczętowanie, oryginalne etykiety, oryginalny kształt. Muszę sprawdzić!
Odpieczętowuje butelkę, wyjmuje korek, smakuje i woła:
-Ależ panowie, to najprawdziwszy i najlepszy koniak!
- Patrz, Moniek - mówi Josek - znów cud!




Chaim przeciąga się przed lustrem w sypialni, z zadowoleniem patrzy na swe odbicie i mówi do żony, Sary:
- Wiesz, Sara, gdybym ja był o trzy centymetry wyższy, to byłbym Apollo.
- Tak, Chaim. A gdybyś miał o trzy centymetry krótszy, to byłbyś Wenus.


Przepis na karpia po żydowsku:
- kupić karpia
- sprzedać drożej.



 Jeżeli problem można rozwiązać pieniędzmi to to nie jest problem tylko koszt.


 Dwóch Żydów zwiedza Watykan, podziwiają przepych i bogactwo. Jeden mówi: - Popatrz, a zaczynali od stajenki...


Rozmowa księdza z chasydem: - Wy, Żydzi, to dziwny naród. Nie wierzycie w zmartwychwstanie Chrystusa, a wierzycie, że wasz rabin-cudotwórca na chustce do nosa staw przepłynął... - No tak, ale to jest prawda!!!



W przedziale kolejowym toczy się rozmowa o sławnych ludziach. Przy oknie siedzi inteligent żydowski i co chwila wtrąca krótką uwagę dotyczącą pochodzenia danej osobowości.
- Zamenhoff...
- Żyd.
- Spinoza...
- Żyd.
- Kolumb...
- Maran, wychrzczony Żyd hiszpański.
- Mickiewicz...
- Miał matkę neofitkę.
Siedząca obok dama wykrzykuje ze zgorszeniem:
- Jezus, Maria!!!
- Też Żydzi!... 



Goldberg, starszy już wiekiem bogaty finansista, dużo jeżdżący po świecie, zawsze wyruszał w towarzystwie mocno już podstarzałej, brzydkiej żony. Ktoś go wreszcie zapytał:
- Panie Goldberg, powiedz pan wreszcie, o co tu chodzi?
Na to usłyszał odpowiedź:
- Ja mam do wyboru: albo ją zabierać ze sobą, albo całować na pożegnanie... 



Rzecz dzieje się w bufecie kolejowym. Starozakonny, wierny tradycjom swej wiary, pan Malinower ma straszny apetyt na porcję różowej świeżutkiej szynki. Zwraca się więc do bufetowego, wskazując na trefny przysmak:
- Proszę mi porcję tego łososia.
- To szynka, proszę pana.
- A kto się pana pyta?! 



Noc poślubna. Icek chodzi po sypialni i co chwila odsłania zasłony i spogląda przez okno. Panna młoda czeka w łóżku w bardzo zachęcającej pozie. W końcu pyta zniecierpliwiona:
- Czego ty tam szukasz...? Nooo... chooodź tu do mmnnie...
- Mówią... - odpowiada Icek - ...że noc poślubna taka piękna, a tu leje i leje... 




Jeden chłop kupował raz u Łabędzia trzewiki. Przymierza je, ale widzi, że ma oba lewe. Leci prędko do Żyda i mówi:
- Jezusie Nazaretański, przecież wyście mi sprzedali dwa lewe!
A Łabędź na niego z gębą:
- Czy wy chłopi jacyś nienormalni?! Przed chwilą był tu taki inny i wrzeszczał, że mu dwa prawe sprzedałem. 



Przed porodówką stoi Icek i drze się do ślubnej, wychylającej się oknem na czwartym piętrze:
- Salcia, a urodziło się?
- Urodziło.
- Salcia, a co: chłopiec czy dziewczynka?
- Chłopiec.
- A do kogo podobny?
Salcia macha ręką:
- Nie znasz... 



Żółtko, któremu urodził się syn, mówi do przyjaciół:
- Jeszcze nie zrobiłem mojemu synkowi metryki. Jak myślicie, podać wcześniejszą czy późniejszą datę urodzenia?
- Wcześniejszą - radzi jeden.
- Późniejszą - radzi drugi.
- A dlaczego nie podać prawdziwej daty? - pyta trzeci.
Na to Żółtko:
- Rzeczywiście, o tym nie pomyślałem... 



Dwóch chasydów spierało się na temat palenia papierosów podczas studiowania Pisma Świętego, a że nijak nie mogli dojść do porozumienia, poszli do rabina:
- Rebe - pyta pierwszy - czy wolno palić, jak się studiuje Torę?
- Oczywiście, że nie! - mówi rabi.
Na co drugi:
- Rebe, a ja postawię to pytanie inaczej, czy wolno studiować Torę, jak się pali?
- Oczywiście, że tak!!!! - orzekł rebe.... 



U wschodnich Żydów, i nie tylko Żydów, istniał przesąd, że spotkanie kogoś niosącego puste wiadra przynosi nieszczęście, a z pełnymi wiadrami to szczęście. Żona wyprawiła Mosze do studni po wodę. Wrócił z pustymi wiadrami, tłumacząc się, że obce wojska maszerowały przez środek wsi, a on nie chciał im przynosić szczęścia.
"Dlatego wylałem wodę."
Żona łapie się za głowę. "Oj wej, Mosze! Ile razy mam ci powtarzać, żebyś ty się nie mieszał do polityki!"  




Mosiek kupił sobie nowe lakierki, założył je i paraduje przed Salcią, a ona nic. Wkurzony poszedł do pokoju obok, zdjął ubranie i wrócił do Salci nagi - tylko w lakierkach, a ona nic. Zdenerwowany woła do żony:
- Salcia! Widzisz?!
- Co? - pyta ona - Widzę, że ci wisi.

- OJ Salcia! On nie wisi! On patrzy na moje nowe lakierki!!!
- Oj Mosze, kupiłbyś ty sobie lepiej nowy kapelusz...


Rabinowicz ubiegał się o pracę w dużym moskiewskim banku.
- Panie Rabinowicz - powiedział szef kadr - właśnie zmarł nasz pracownik, bardzo szanowany był. Jeśli załatwi pan mu pogrzeb na cmentarzu Nowodziewiczym, to ma pan pracę u nas załatwioną.
- Nie ma sprawy! - oznajmił Rabinowicz.
Następnego dnia u szefa kadr dzwoni telefon:
- Tu Rabinowicz. Mam siedem miejsc na Nowodziewiczym, trzy w murze kremlowskim i dwa w mauzoleum. Przygotujcie ludzi.


Salcie i Mojsze prowadzili sklep z dewocjonaliami dla Żydów. Jednak w okolicy wszyscy wyprowadzali się i coraz mniej było Żydów klientów. W końcu Salcie rzekła:
- Mojsze, Ty musisz zmienić branża. Ty musisz sprzedawać teraz dla katolików...
Na co Mojsze się zdenerwował:
- Salcie! My jesteśmy Żydami i nie będziemy sprzedawać katolickich rzeczy...
Jednak okolica szybko zmieniła się w katolicką i w końcu duma dumą, ale Mojsze zajął się sprzedażą katolickich dewocjonaliów. Salcie bierze za słuchawkę i zamawia towar w jedynej w okolicy hurtowni z katolickimi rzeczami:
- Dzień dobry, chciałabym zamówić: 100 różańców, 50 katechizmów, 100 obrazków z Papieżem oraz 50 krzyżyków...
Na co głos w słuchawce odpowiada:
- Niech no sprawdzę: 100 różańców, 50 katechizmów, 100 obrazków z Papieżem oraz 50 krzyżyków... Aha, krzyżyki mają być z Jezusem czy bez?... No i jutro nie dostarczamy, bo jest Szabes...


 Dawno dawno temu zszedł Pan Bóg na spacer po pustyni i trafił do jakiegoś miasta. Podszedł do mieszkańców i zaproponował:
- Mam dla was przykazanie
- A jakie?
- Nie zabijaj.
- No coś ty! My Hetyci żyjemy z wojen. Potrafimy tylko wytapiać żelazo i walczyć. Bez zabijania nasz naród zginie.
Poszedł Bóg dalej i trafił do następnego miasta.
- Mam dla was przykazanie - rzekł do mieszkańców:
- A jakie?
- Nie cudzołóż.
- To chyba jakieś żarty. W naszej świątyni są najlepsze ladacznice. Wszystkie nacje przyjeżdżają do nas się zabawić. Bez cudzołóstwa pomrzemy w nędzy.
W trzecim mieście Bóg spróbował jeszcze inaczej:
- Mam dla was przykazanie - nie kradnij.
- To jak mamy żyć - nie da się handlować z Syryjczykami nie kradnąc.
Nieco przybity Pan Bóg wrócił na pustynię. Jacyś barbarzyńcy paśli tam swoje stada. Zrezygnowany Bóg spytał:
- Chcecie mieć jakieś przykazania?
- A za ile???
- Za darmo.
- A to byśmy z dziesięć wzięli.



Syn kupca powraca ze szkoły do domu.
- Tato - powiada do ojca - nauczyciel w szkole mówił nam, że pewien Żyd, co się
nazywa Einstein, wymyślił jakąś teorię względności. Tato, co to jest ta teoria
względności?
Kupiec zastanawia się przez chwilę, wreszcie mówi:
- Widzisz, synuniu, to jest tak: jeżeli ty kupujesz jakąś rzecz, to ona jest
licha i bardzo mało warta. Jeżeli natomiast ty tę rzecz sprzedajesz, to ona jest
pierwszorzędna, wręcz najlepsza z najlepszych i oczywiście bardzo wartościowa...



Żyd wiezie do Izraela portret Lenina.
- Co to jest? - pyta celnik rosyjski.
- Nie "co" a "kto"! To Lenin!
- Kto to jest? - pyta trochę później celnik izraelski.
- Nie "kto" a "co"! To złota rama!






Krawiec damski Benis Litman, najdowcipniejszy spośród rzemieślników stanisławowskich, zwykł był powtarzać: "Nie suknia zdobi człowieka!". Toteż partaczył jak się dało.
Pewnego razu niezadowolona klientka zaskarżyła go do sądu o zwrot pieniędzy za materiał.
Sędzia przesłuchuje pozwanego:
- Nazwisko?
- Litman.
- Imię?
- Proszę wysokiego sądu! U nas, Żydów, imię to sprawa bardzo skomplikowana.
- Dlaczego skomplikowana?
- Proszę tylko posłuchać! Ja się nazywam po żydowsku Bajnisz, to znaczy po polsku Benis. W chederze nazywali mnie Berel-cap, w synagodze - reb Ber. Na szyldzie warsztatu nazywam się Bernard, a moja żona nazywa mnie idiotą.





‎- Rebe, jadę na wczasy nad morze - chwali się Mosze.
- Ale słyszałem, że tam kobiety ubierają się bardzo nieskromnie.
Rebe, może uczciwy Żyd patrzeć na kobietę w mini i w bluzce z wielkim dekoltem?
- Może.
- A w bikini?
- Może.
- A gdy jest topless?
- Może.
- Rebe, a czy są rzeczy na które Żyd nie powinien patrzeć?
- Są.
- Jakie na przykład?
- Spawarka.




Kiedyś do rabina przyszedł młody żyd i powiedział:
- Rabbi, ja jestem ateista
- No dobrze - rzekł rabin - a Torę ty przeczytałeś?
- A po co mnie czytać Torę, jak ja jestem ateista?
- A o Mojżeszu, prorokach i Dawidzie to ty coś wiesz?
- Nie rabbi, przecież ja jestem ateista...
- A Dziesięć przykazań ty znasz?
- Oj rabbi, nie znam tego wszystkiego, po co mi to, przecież ja jestem ateista...
- To jak ty nie czytałeś Tory, jak ty nie wiesz nic o Mojżeszu, prorokach i
Dawidzie, jak ty nie znasz tego wszystkiego, to ty jesteś zwyczajny nieuk, a nie
ateista!

















 











2 komentarze:

  1. Rebe, rebe, moj syn zwariowal. Niemozliwe, jak to sie stalo? - pyta rebe. Rebe, wchodze do domu, a w lozku mojego syna lezy chrzescijanska dziewczyna, a na stole golonka. Ty mozesz byc spokojny,, usmiechnal sie rabin, twoj syn jest calkiem normalny. Gdyby bylo odwrotnie, to on bylby wariat

    OdpowiedzUsuń
  2. Mułła: Idziemy kiedyś przez pustynię, nagle rozpętała się burza piaskowa. Już miało nas zasypać, kiedy zawołałem do Allaha i stał się cud - wszędzie burza, a dookoła nas spokój, tak doszliśmy do domu.

    Ksiądz: To nic, kiedyś udając się na misję płynąłem po morzu, rozpętał się straszliwy sztorm. Już myśleliśmy że zginiemy, kiedy zawołałem "Boże, czy pozwolisz żebym tu zginął i nie nawrócił zagubionych owieczek na twoją drogę?". I oto stał się cud - wszędzie był sztorm, a dookoła w promieniu 100 metrów piękna, słoneczna pogoda. Tak dotarliśmy do celu.

    Rabin: To też nic, idę sobie przez Lubartów w szabas. Nagle widzę - walizka. Ciekaw jestem co jest w środku, ale nie mogę się po nią schylić, bo szabas. Ale walizka jest piękna, skórzana, z mosiężnymi okuciami. Kopnąłem ją, przewróciła się i wysypały się z niej złote dolary. Nie mogę ich podnieść - szabas. Wtedy zawołałem "Boże, czy pozwolisz żeby tak na środku miasta w szabas się złote dolary marnowały?". I oto stał się cud. Wszędzie dookoła szabas - a w promieniu 30m - środa.

    OdpowiedzUsuń